czwartek, 22 sierpnia 2013

7. "Dear Joanna"

      Justin przemierzał las, kopiąc swoimi znoszonymi butami, każdą napotkaną przeszkodę. Przeszukiwał gorączkowo swoje kieszenie. Potrzebował, aby zapalić skręta, żeby uwolnić się od wszechogarniającego go stresu. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek wcześniej był na coś, aż tak zły. Próbował się uspokoić. Pocieszał go jedynie fakt, że Candice wróci do niego na kolanach, jak zawsze. 

- Kurwa.  - Mruknął, uderzając ramieniem w wielki pień drzewa.

Do cholery! Kto normalny wbiega w drzewa?

Przewracając oczami, zaczął iść przed siebie, poszukując przy tym Madeline. Nie zamierzał prosić Candice o seks, a Madeline była jego następnym, najlepszym rozwiązaniem... Szedł przed siebie, aż usłyszał głosy. Dwa głosy.

- Joey, czekaj! - usłyszał.

Justin skoczył, uderzając nogą w pień, co prawdopodobnie skończy się lekkim siniakiem. Widział, jak dziewczyna idzie wzdłuż ścieżki. Joanna szła szybkim tempem. Znajdowała się może w odległości piętnastu stóp od niego, szła tak szybko, że zostawiała za sobą Josha. Chłopak zachichotał na widok małego punka, który pędził za nią, jak zagubiony szczeniak. Zauważył, że zmieniła spodnie. Miała na sobie jasne jeansy, które były na nią trochę za luźne.

Ciekawe jakby wyglądała w bardziej obcisłych spodniach...

Zacisnął powieki, kręcąc przy tym głową. O nie, ona jest dzieckiem, na miłość boską! Powoli uchulił oczy i kontynuował podglądanie. Wyglądała na swój wiek... Może na trochę starszą, ale brak makijażu i stylowych ciuchów nie pomagał.

- Dobrze, że Biebera i Candice nie było, co? - powiedział Josh, idąc za nią. Była pochylona, jakby czegoś szukała na ziemi. Spojrzała na niego poirytowana. Stała naprzeciw Justina, jednak była tak zdeterminowana, aby znaleźć to, co zgubiła, że nie miała najmniejszego pojęcia, iż znajdował się od niej w odległości kilku metrów. Josh też go nie zauważył, ponieważ był zajęty patrzeniem na pochyloną Joannę. - To dobrze, że oboje zniknęli. Nie musiałabyś być w parze z Candice, co byłoby trochę niezręczne, zważając na to, że wcześniej wylała na ciebie sok.

- Możemy do tego nie wracać? - zapytała, patrząc na niego. Wzruszył ramionami.

- Dobrze, ja tylko mówię! To znaczy, już szedłem w twoją stronę, niosąc serwetkę, ale wyprzedził mnie Bieber. - Mruknął z rękami w kieszeniach. Spojrzał w dół i kopnął kamień. Na twarzy Justina od razu pojawił się ironiczny uśmiech.

Wygląda na to, że ktoś jest zazdrosny...

Dziewczyna spojrzała współczująco na Josha, a Bieber zmarszczył brwi.

Nie! Nie czuj się źle tylko dlatego, że on skarży się przez to, że ja byłem szybszy.

- Dlaczego to dla ciebie takie ważne? - zapytała Joanna, patrząc w dół na kawałek papieru, który trzymała. - To znaczy, Justin jest miłym facetem, więc o ci chodzi?

Justin uśmiechnął się lekko, czując spełnienie.

Chyba nieświadome bycie miłym facetem się opłaciło. Joanna była tu najbardziej naiwną sobą i jeżeli ona uważa, że jestem miły, to coś znaczy.
 
- Joanna, ani trochę go nie znasz - Powiedział, podchodząc bliżej dziewczyny.

- Ciebie też nie znam – odpowiedziała, starając się być, jak najbardziej uprzejmą. Kto wie? Może Josh się o nią po prostu troszczył, ale wiedziała, że nie może mu ufać w stu procentach.

- Tak, ale...

- Ale nic. To, że ty go nie lubisz, nie znaczy, że ja nie mogę.

Josh przewrócił oczami, odwracając się na chwilę.

- Joanna, naprawdę uważasz, że on cię lubi? Jedynym powodem dla którego jest dla ciebie miły jest to, że chce dobrać ci się do maj...

Nagle zabrzmiał gwizdek, co znaczyło, że rozpoczęła się przerwa. Justin patrzył, jak oboje przez krótką chwilę się sobie przyglądają, a potem Josh odszedł. Cóż... Był zły, bo Joanna go nie rozumiała. Nienawidził Justina z wielu powodów, zrobił zbyt wiele strasznych rzeczy, aby naiwna Joanna się wokół niego mogła kręcić.

Josh wydawał się być czepliwy, nadopiekuńczy i arogancki, ale każdy ma swoje powody. Może Joanna by go zrozumiała, gdyby znała historię jego życia. Nie wiedziała, dlaczego chce ją trzymać z daleka od Justina.

Bieber odczekał kilka minut, aż Joanna i Josh znikną mu z oczu i zaczął wracać. Nie miał ochoty marnować swojego czasu na wyciągnięcie ze swojej torby jointów, fajek, ani nawet swojej ulubionej zapalniczki.

Wpatrując się w swoje but, szedł szlakiem, zaciągając się przy tym głęboko powietrzem. Jego zapach przypominał mu czasy dzieciństwa. Z jakiegoś dziwnego powodu przeróżne zapachy wiązały się z jego wspomnieniami. Na przykład silna woń świeżo skoszonej trawy przypominała mu, gdy był ze swoją matką na spacerze, trzymała go wtedy za rękę i przechadzali się pomiędzy bogato wyglądającymi domami. Każdy z nich miał pięknie ścięte krzewy, które zostały przekształcone w różne kompozycje. Trawa zawsze miała idealny, zielony kolor i błyszczała w słońcu.

Natomiast zapach sekwoi przypominał mu dzień, w którym wybrał się na wędrówkę z rodzicami. Pamiętał, że strasznie wtedy narzekał, to wspomnienie wydawało mu się być takie słodkie i niewinne, co było zupełnym przeciwieństwem jego teraźniejszego życia.

Westchnął ponownie patrząc na swoje buty. Potrzebował nowych i musiał wymyślić jakiś sposób, aby uzyskać na nie pieniądze. Nie chciał takich, które zniszczą mu się po kilku miesiącach. Potrzebował pary, która będzie solidna, wtedy byłaby mała szansa, że będzie musiał je szybko wymienić. Jeżeli było coś, czego nauczyli go rodzicie to było to, aby wydawać mądrze swoje pieniadzę. Nie miał ich zbyt wiele.

Nagle mały migotliwi przedmiot, znalazł się pod jego butem. Całkowicie zapomniał o czym myślał, schylił się i odsunął stopę na bok. Mały obiekt był pokryty brudem, jednak nadal się świecił w blasku słońca.

Justin uśmiechnął się lekko do siebie. Chwycił go i dmuchnął na niego. Joanna.





Joanna's Point Of View

- Hej! Zielony to mój ulubiony kolor! - Josh uśmiechnął się, gdy podnosił czterolistną koniczynę. Dano nam listę rzeczy, którą mieliśmy znaleźć w lesie. Już mogłam odznaczyć „znajdź coś zielonego”. Byłam zaskoczona, jak wiele zaufania mieli do nas opiekunowie. Pozwolili nam poruszać się po dużej powierzchni roślinności bez żadnego dorosłego.

Ale fakt, że na liście znajdowało się zadanie „znajdź coś zielonego”, był żałosny. Nie mogli wymyślić czegoś bardziej kreatywnego?

- Wiem – powiedziałam znudzona i westchnęłam. Miałam podrażnienie na szyi. A może było to jakieś ukąszenie? Chociaż... Od małego miałam problemy ze skórą, gdy byłam czymś zdenerwowana. Moi rodzice kiedyś podejrzewali u mnie wystąpienie jakiejś nieznanej wysypki, kiedy miałam iść do nowej szkoły. Obszar na którym znajdowało się tocoś, był bardzo podrapany, cały zaczerwieniony i występowały na nim krostki. Okazało się, że powstało to ze zdenerwowania.

Nagle poczułam coś dziwnego. Jakby coś się zmieniło. Spojrzałam w dół na moją szyję i zobaczyła samiotnie wiszący, srebrny łańcuszek. Kurwa! A gdzie jest zawieszka?

Pochylając się nad ziemią zaczęłam szukać błyszczącego krzyża. Moi rodzice ufali mi, że zawsze będę go nosić i o niego dbać, a teraz najważniejszej części brakowało! Gdy wrócę do domu na pewno to zauważą, a ja nie byłam gotowa (i raczej nigdy nie będę), żeby zaciągnęli mnie do domu wuja i kazali wyjaśnić, dlaczego przestałam go nosić.

Do tego wiedziałam, że był on więcej warty, niż całe moje życie.

- Dobrze, że Biebera i Candice nie było, co? - powiedział Josh. - Jeżeli by przyszli, nie bylibyśmy ze sobą w parze.

Jęknęłam w duchu i przewróciłam oczami. Nie zrozumcie mnie źle, Josh jest miły, ale tak jak każdy ma wady. Próbowałam ignorować fakt, że ciągle próbował ze mną flirtować (choć mi to pochlebiało), nie był zły, pokazywał współczucie i był całkiem opiekuńczy, ale to było jasne, że będzie oczekiwał ode mnie dużo więcej uwagi, niż dostaje.

Kopiąc nogami brud, szukałam i szukałam. Jak mógł tak po prostu spaść? Westchnęłam i wyprostowałam się. Tylko raz coś w życiu zgubiłam. Kiedy byłam u mojej ciotki (siostry mamy), zapodziałam gdzieś mojego ulubionego, pluszowego misia. Poleciła mi wtedy, abym odtworzyła to, co robiłam wcześniej, a na pewno go znajdę. Miś Berry znajdował się na blacie w kuchni. Był to ostatni raz, kiedy ją widziałam. W przeciwieństwie do mojego ojca i jego rodziny, była ateistką. Przerażające. Mój ojciec podkreślał, że nie powinnam oglądać brutalnych bajek, w których tematem przewodnim była przemoc, a ciotka i tak pozwalała mi je oglądać.

Odtwarzałam swoje kroki, które zrobiłam do tej pory, kiedy Josh coś do mnie mówił. Moje oczy skanowały piaszczystą drogę. Bawiłam się kosmykiem włosów, który wypadł z mojego warkocza.

- To dobrze, że oboje zniknęli. Nie musiałabyś być w parze z Candice, co byłoby trochę niezręczne, zważając na to, że wcześniej wylała na ciebie sok.

Westchnęłam z irytacją i odwróciłam się w jego stronę.

- Josh, możemy do tego nie wracać? - zapytałam, mając nadzieję, że złapie wskazówkę. Naprawdę nie miałam ochoty, aby omawiać moją przygodę, która zdarzyła się podczas śniadania. Wzruszył ramionami.

- Dobrze, ja tylko mówię! To znaczy, już szedłem w twoją stronę, niosąc serwetkę, ale wyprzedził mnie Bieber. - Josh spojrzał w dół, a ja poczułam, a ja poczułam w sercu ciepło, które zostało wywołane przez moją nagłą sympatię do niego. Mimo że był uciążliwy, był mną zainteresowany, prawda?

Westchnęłam, spoglądając w dół na liście. Nie chciałam odbijać piłki, ale byłam ciekawa, więc zapytałam:

- Dlaczego to dla ciebie takie ważne? To znaczy, Justin jest miłym facetem, więc o ci chodzi?

Mogę przysiąść, że słyszałam, jak cichy śmiech wyrwał się z jego gardła. Jakby śmiał się z mojej głupoty. Ale to prawda. Justin był miłym facetem i nie zrobił jeszcze nic, żebym myślała inaczej.

- Joanna, ani trochę go nie znasz.

Zmarszczyłam brwi.

- Ciebie też nie znam – powiedziałam. Doceniam jego troskę, ale nie musi mnie aż tak chronić, przecież byliśmy po prostu znajomymi. Nie uważałam Josha za przyjaciela, nie tylko przez to, że nie był ani trochę charyzmatyczny, ale również przez to, że nie znaliśmy się nawet dziewięciu dni.

- Tak, ale...

- Ale nic. To, że ty go nie lubisz, nie znaczy, że ja nie mogę. - Josh wywrócił oczami, co jeszcze bardziej mnie rozdrażniło. Wiedziałam, co próbował zrobić. Starał się wpłynąć na mój tok myślenia i przekonać mnie do czegoś, co dla mnie nie było prawdą. Jeżeli chciałam zadawać się z Justinem to tak będzie. Nie powinien mi mówić takich rzeczy, nawet jeśli się o mnie troszczył.

Poznałam łatwo o co mu chodziło. Pamiętacie kim są moi rodzice? Maniakami kontroli.

-  Joanna, naprawdę uważasz, że on cię lubi? Jedynym powodem dla którego jest dla ciebie miły jest to, że chce dobrać ci się do maj...

Nagle zadzwonił gwizdek.

Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund. Widziałam jak inne dzieciaki biegną do swoich domków, szczęśliwi przez to, że mieszanie wieków się skończyło. Nie dziwię im się. Przecież mogliśmy wreszcie rozpocząć przerwę.

Idąc w kierunku mojego domku, zacisnęłam szczękę. Praktycznie z moich uszów ulatniał się dym. Było to spowodowane wzrastającym we mnie gniewem.

Działał tak, jakby wiedział, co jest dla mnie najlepsze. A czy ja go w ogóle znałam? Nie. Może i wiedziałam, jak się nazywa i tak, może znałam jego ulubiony kolor, ale to nie czyniło z nas przyjaciół. W żadnym wypadku, więc nie musiał się zachowywać, jakby nim był. Nie musiał próbować mnie chronić i starać mi się pomóc. Szczerze? Przecież ja go nawet jakoś szczególnie nie lubię. Chodzi mi o to, kim on jest? Wszedł do mojego życia w buciorach i zachowuje się tak, jakby znał mnie na tyle dobrze, aby wiedzieć, co jest dla mnie najlepsze. Nie znał nawet moich zainteresowań. Nie wiedział, czego chcę.

Okej, przepraszam. Może trochę się zagalopowałam, ale teraz znacie mój punkt widzenia. Zostało mi może dwieście metrów do przemierzenia, aby znaleźć się w moim domku. Chciałam tylko odpocząć i może poczytać książkę. Wszystko, co by mnie uspokoiło.

Nie rozumiem, dlaczego byłam tak wściekła. To znaczy, oczywiście, że zależało mi na tym, co ludzie o mnnie myślą, ale nie do tego stopnia... Więc dlaczego zastanawiam się nad tym co Josh myśli lub nie? Mój umysł, który po kilku minutach się uspokoił, doszedł do wniosku, że to była jego sprawa. Ułożyłam sobie scenariusz w głowie. Wmówiłam sobie, że słowa, które powiedział mi Josh, usłyszałam od Freddiego. I czułam, że gdyby to był on, nie byłabym tak poirytowana. Bo kogo obchodziło, co taka osoba, jak Freddie uważa, co nie? 

Westchnęłam, przyśpieszając kroku do mojej kabiny. Czułam się taka winna. Boże, to było takie płytkie. Przecież pewnie nie myślałam tak jako jedyna. Wszyscy są powierzchowni.

Gdy doszłam na miejsce, zatrzymałam się, widząc przypiętą kartkę do drzwi.

Wszystkie wiadomości zostały dostarczone i umieszczone na waszych łóżkach. Proszę nie dotykać cudzych paczek/listów.

Popchnęłam drzwi tym samym je otwierając i podeszłam do mojego łóżka. Widząc, że nic na nim nie ma zmarszczyłam brwi. Niemożliwe. Skanując je jeszcze raz, poczułam jak moje serce przyśpiesza. Na moim łóżku nic nie było.

Uniosłam głowę i zobaczyłam, że na każdym coś się znajdowało. Paczki oraz listy były nietknięte, więc mogłam stwierdzić, że dotarłam tu jako pierwsza.

- Niczego mi nie przysłali? - szepnęłam do siebie, lekko potrząsając białym kocem, który był na moim łóżku. Może moi rodzice są dla mnie niegrzeczni i nieuprzejmi... Do diabła, lista ich wad jest długa, ale jeżeli mogliby to by mi coś wysłali, prawda?

Patrząc przez ramię, zobaczyłam ponownie kartkę, która była przypięta do drzwi. Lekko falowała przez podmuchy wiatru. Podeszłam bliżej i odpięłam ją, a następnie zbadałam od góry do dołu.

Wszystkie wiadomości zostały dostarczone i umieszczone na waszych łóżkach. Proszę nie dotykać cudzych paczek/listów.

Obróciłam papier na drugą stronę.

Pusto. Żadnego dodatkowego napisu typu „Jeżeli Ci nic nie dostarczyliśmy, może znajdować się u nas.” nie było tam niczego, co dałoby mi chociaż krztę nadziei. Miałam ochotę ze złości zgnieść papier, jednak przypięłam go znowu do drzwi, wpatrując się przed tym w moje łóżko.

Przebiegało przeze mnie tysiące emocji. Złość, frustracja, strach, smutek, dezorientacja... Ale ogólnie czułam się nieważna, nikomu nie potrzebna... Moi rodzice... Ludzie, którzy mnie poczęli... Nawet ich nie obchodziłam. Może myśleli, że to nie ma dla mnie znaczenia. Co może zmienić kilka liter? Ale prawda jest taka, że dużo...

Może i ich nie lubiłam. Chciałam, żeby byli innymi ludźmi, ale kto nie chce się czuć kochany przez swoich rodziców? Możemy narzekać na to, jak bardzo są źli, ale chcemy żeby się nami przejmowali. Byłabym kłamcą, gdybym powiedziała, że nie chcę, aby moi rodzice się o mnie troszczyli. Chciałabym tego. Chciałabym, żeby mnie akceptowali taką, jaka jestem. Ale nawet gdy się staram robić wszystko, jak najlepiej, gdy staram się być doskonała i sympatyczna, oni nawet nie zwracają na to uwagi. Mogliby chociaż udawać, że to doceniają, co nie?

Nawet nie zauważyłam, że płaczę, dopóki nie usiadłam i pociągnęłam nosem. Nie jestem beksą. Płaczę może cztery do sześciu razy na rok. Gdy coś naprawdę mnie zaboli. I to była jedna z takich rzeczy.

Drzwi otworzyły się, w szybkim tempie wytarłam łzy i starałam się ogarnąć moją twarz. Weszła Ally, pogwizdując pod nosem. Widząc mnie, uśmiechnęła się szeroko.

- Hej! - powiedziała, odwracając się w stronę szuflady. Otworzyła ją. Zakaszlałam, zanim jej odpowiedziałam.

- Cze... - załamał mi się głos. Cholera. Sama strzeliłam sobie gola. Uśmiechnęłam się sztucznie i zaczęłam powtarzać sobie w myślach. Wszystko w porządku. Jesteś zadowolona. Jesteś silna. - Cześć – wydukałam w końcu.

- Dostałaś list? - zapytała. Moje serce się zatrzymało. Co miałam powiedzieć? Prawdę czy skłamać?

- Tak. - Powiedziałam, zanim przemyślałam to co zrobiłam. Cholera.

Uśmiechnęła się radośnie, jakby ktoś powiedział jej, że została przyjęta do szkoły jej marzeń. 

- Naprawdę? Gdzie go dałaś?

- Już schowałam – wzruszyłam ramionami.

- Mogę przeczytać? - zapytała z nadzieją. Och, naprawdę? Cały wszechświat jest przeciwko mnie! Za co mnie tak karze? Tak czy inaczej musiałam coś wymyślić.

- Nie.

- No Joey! - jęknęła. - Pozwolę przeczytać ci mój, a naprawdę był żenujący!

Od razu przyłożyła mi list do twarzy. Patrzyłam na nią przez chwilę, a potem potrząsnęłam głową i zerwałam się z łóżka, chcąc odejść.

- Nie.

- Proszę? - zapytała splatając swoje ręce.

- Nie.

- Prooooooooszę? - błagała. Zacisnęłam poirytowana zęby. To może trwać wiecznie jeżeli stąd nie ucieknę.

- Nie! - prawie krzyknęłam przez ramię.

Założyła swoje opalone ręce na piersiach i popatrzyła na mnie.

- Czemu? Widziałaś mój! - zawołała jakbym tego nie wiedziała.

Wywróciłam oczami.

- Nie prosiłam cię o to, prawda? - już myślałam, że ją mam. Moja wiara w to zaczęła się zwiększąć. Ha! Nagle zobaczyłam, że na jej twarzy zaczyna pojawiać się szeroki uśmiech. Jakby wiedziała coś, o czym ja nie miałam zielonego pojęcia. O nie.

- Masz rację. Ty nie. - Zaczęła się wycofywać z drwiącym uśmiechem. W ułamku sekundy podbiegła do mojego łóżka, mijając dziewczyny, które właśnie weszły do naszego domku. Wiele z nich patrzyło z zaciekawieniem, jak zaczęłam krzyczeć na Ally. Widziałam, jak otwiera szufladę i zaczyna przekopywać moje ubrania. Pisnęła, gdy znalazła kawałek papieru.

Zanim zdążyła odwrócić go na drugą stronę i odczytać jego zawartość. Wyrwałam go z jej chudych rąk. Z jej twarzy od razu zniknął uśmiech, a ja najszybciej, jak mogłam wybiegłam z domku i schowałam się za ławkę.

- Hej! - zawołała ze środka. - To nie fair!

Nagle zobaczyłam jak wychodzi z kabiny. Jej oczy natychmiast zwróciły się w moją stronę. To nie tak, że było to dobre miejsce do ukrycia, ale po prostu nie miałam zbyt dużo czasu, aby wymyślić dobrą kryjówkę.

- Ally ja...

- Przeczytaj mi to po prostu, okej? Proszę! Możesz pominąć żenujące części, tylko to przeczytaj.

Jęknęłam, wychylając głowę zza ławki.

- Dlaczego chcesz wiedzieć co do mnie napisali? - zapytałam.

Siadając, wzruszyła ramionami. Jej oczy były zwrócone na kawałki drewna.

- Po prostu ciekawi mnie to. Chciałabym, aby ktoś się interesował moim życiem, tak jak ja twoim .

Spojrzałam na nią. Nie bez powodu, to co powiedziała przykuło moją uwagę. Westchnęłam już dzisiaj milionowy raz.

- Przestaniesz mnie błagać, jeżeli odmówię? - zapytałam, patrząc na dzieci, które bawiły się czerwonym frisbee.

- Czy jest jakaś szansa, że mi to przeczytać, jeżeli powiem nie? - zapytała, przedrzeźniając mnie.

- Nie.

- Właśnie tak – odparła wyniośle. Usiadłam na ławce, upewniając się, że nie będzie w stanie zobaczyć tego, co naprawdę znajduje się na papieru. Spojrzałam jeszcze raz na kartkę.



Zakaz nierządu.

Zakaz spożywania niedozwolonych substancji.

Zakaz makijażu.

Zakaz używania wulgarnego języka.

Zakaz kłamania.

Zakaz oszukiwania.

Zakaz kładzenia się spać po godzinie policyjnej.

Zakaz wymykania się.

Zakaz nieodpowiedniego ubioru (wytyczone reguły mają być zastosowane.)

Zakaz plotkowania.

Zakaz wracania do domu z kolczykami.

Zakaz brania udziału w bójkach.

ŻADNYCH CHŁOPCÓW.

Zakaz niesubordynacji.


- W porządku... Tak to idzie... Droga Joanno – zaczęłam, patrząc na puste przestrzenie pomiędzy zasadami i zatrzymałam się na sekundę, aby zebrać myśli. - Twoja matka płacze każdej nocy, bo tak za tobą tęskni. Mówi, że dziecko, które znajduje się w jej brzuchu, czuje się bez ciebie samotne. Dom wydaje się być pusty i nudny, Twój pokój jest wciąż w takim samym stanie, w jakim go zostawiłaś. Nic nie zostało przeniesione. Zdjęcie naszej szczęśliwej rodziny wciąż znajduje się na twoim telewizorze, który nadal jest na kanale sześćdziesiątym pierwszym. Wydaje się to być to głupie, że nawet nie wchodzimy do twojego pokoju, aby nic nie zmienić, bo wiemy, że chcesz wrócić do tych samych, wygodnych warunków. Każdy w kościele za tobą tęskni. Wszystkie dzieci powiedziały, że grupa młodzieży nie jest taka sama bez ciebie. Uważamy, że twoje składki i ciężka praca w kierunku kościoła jest bardzo dla nas ważna i przynosi korzyści naszej parafii. Doceniamy, jak bardzo starasz się pomóc innym, za każdym razem, gdy tu jesteś. Bardzo za tobą tęsknię, Joanno. Jesteś najlepszą córką, o jaką mogłem prosić. Wiem, że poznasz wielu nowych przyjaciół. Mam nadzieję, że cudownie spędzasz czas, chociaż sam odliczam dni do twojego powrotu. Obiecuję, że będziemy świętować, gdy wrócisz. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz. Zasługujesz na bycie szczęśliwą. Wszyscy nie możemy się doczekać aż wrócisz. Kocham, tata. - Zapadła martwa cisza. Patrzyłam na kawałek papieru, czując do siebie nienawiść. Nienawidziłam moich rodziców jeszcze bardziej. Dlaczego musiałam kłamać? Dlaczego musiałam sama stworzyć list i udawać, że go dostałam? Ponieważ czułam się żałośnie.

- Awww, ty płaczesz! - zagruchała Ally. Pociągając nosem spojrzałam na nią i przetarłam dłonią policzki, aby sprawdzić, czy mówi prawdę. Wpatrując się w ziemię, poczułam, jak zaczyna mnie głaskać po ramieniu. - Zostawię cię samą. Dziękuję, że mi go przeczytałaś. - Uśmiechnęła się i wróciła do domku, a mi chciało się płakać jeszcze bardziej. Wymyśliłam lepszą wersję moich rodziców i  jakieś niestworzone historie.

Przycisnęłam kolana do piersi i objęłam nogi swoimi rękoma, modląc się przy tym, aby nikt nie wyszedł i mnie nie zobaczył. Umieściłam czoło na swoich kolanach i zamknęłam oczy. Na szczęście mój płacz przerodził się w cichy szloch. Nie chciałam, aby ktoś uważał mnie za histeryczkę i tak jestem już uznana za dziwaka.

Uspokój się, jest w porządku. Powtarzałam sobie w myślach. Uważałam siebie za dość inteligentnego człowieka i wiedziałam, że jeśli opadasz na dno, następnym krokiem jest odbicie się od niego, jednak szczęście wydawało mi się tak dziwne i obce. Nawet nie mogę wyjaśnić, jak bardzo się wtedy czułam niewartościowa. Chciałam, aby moje fantazje przekształciły się w rzeczywistość.

Wyciągnęłam rękę w kierunku mojego warkocza i czując na jego końcu gumkę, ściągnęłam ją i założyłam na swój nadgarstek. Następnie zaczęłam delikatnie go odplątywać. Zauważyłam, że moje włosy lekko się skręciły i musiałam przyznać... Wyglądały  nawet ładnie.

I wtedy przypomnieli mi się moi rodzice. „Nie chcę, abyś rozplątywała swoje włosy. Możesz nosić warkocz i nic więcej.” - Myśleli, że doda mi to seksapilu i przez to chłopcy się mną zainteresują. Beznadzieja. Kontrolowali każdy aspekt mojego życia. Nie pozwalali mi na ani odrobinę zabawy. I szczerze mówiąc, mimo tego, jak byli surowi, nie czułam, aby mnie próbowali chronić. Czułam, jakby zważali jedynie na swoją doskonałą reputację i gdyby nie ona, pozwalaliby mi na więcej i czułabym się, jak normalna nastolatka.

Oddychając głęboko, ponownie dzisiejszego dnia, poczułam mrowienie w nosie. Moje oczy napełniły się ponownie łzami i cały proces zaczął się od nowa. Boże, czemu jestem taka emocjonalna?

- Joanna? - wycierając rękawem oczy, spojrzałam w górę.

Och, oczywiście.

Oboje przez chwilę milczeliśmy, pozwalając, aby całe napięcie opadło. Ogarnęło mnie dziwne uczucie, wszystkie emocje, które czułam, wydawały się być jeszcze bardziej wyraźne, przez co czułam się dziesięć razy gorzej, niż w rzeczywistości.

Mogłam oficjalnie powiedzieć, że dzisiaj był najbardziej kłopotliwy dzień z mojego piętnastoletniego życia. Nie tylko zostałam upokorzona na oczach serki dzieciaków, do tego Justin Bieber przyłapał mnie na płakaniu. Hura!

- Jak długo tu byłeś? - zapytałam, widząc jak Justin stoi przed gankiem. Odwrócił wzrok, a ręce umieścił w kieszeniach.

- Na początku byłem tam – powiedział, wskazując na idealne miejsce do ukrycia się. Spojrzał na mnie, zanim skierował wzrok na dół. - A gdy Alison odeszła, przyszedłem tutaj.

Świetnie, słyszał mój fałszywy list i skinęłam głową, unikając kontaktu wzrokowego. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, co powiedzieć.

Zrobił to Justin.

- Też nie dostałem listu – powiedział ściszonym głosem. Skąd wiedział? Zanim zdążyłam zapytać, odpowiedział na moje pytanie. - Zauważyłem, że jest to ten sam papier, który wypadł ci z torby.

Moje oczy były pełne łez, a ja starałam się ponownie nie rozpłakać, kiedy szedł w moim kierunku. Panowała martwa cisza, kiedy usiadł obok mnie, wzdychając przy tym.

- Mogę zobaczyć ten papier? - zapytał po kilku sekundach ciszy.

Wahałam się. Byłam zażenowana i zawstydzona tym, co zrobiłam. Dlaczego myślał, że po prostu mu go dam? Moja duma właśnie się zmniejszyła, a on martwi się o to, co jest na papierze.

- Nie dzisiaj. - Powiedziałam po cichu.

- W porządku. - Wzruszył ramionami, opierając głowę o domek. Spojrzałam na niego, oczekując, aż pośle mi dziwne spojrzenie, ale tego nie zrobił. Patrzył przed siebie i westchnął. Sądząc po tym, że przygryzł brutalnie swoją wargę, a jego oczy wpatrywały się w nieznany punkt, mogłam stwierdzić, że się zamyślił.

- Więc... Dlaczego tu jesteś? - zapytałam, wycierając twarz moimi rękawami. Spojrzał na mnie, a ja od razu wiedziałam, że bardzo chciał coś mi powiedzieć. - Co? - zapytałam cicho.

Pokręcił głową, wstając.

- Uch, nic. - Wsadził lewą rękę do kieszeni, chwycił coś i wyciągnął. - Wyciągnij rękę – powiedział, a gdy to zrobiłam, umieścił mi coś na dłoni, patrząc przy tym na mnie.

Moje oczy prawie natychmiast spojrzały na nią, zobaczyłam wysadzany diamentami krzyż. Chciałam skoczyć z ławki i go pocałować, ale zamiast tego uśmiechnęłam się i złapałam go za rękę.

- Gdzie ty...

- Nie martw się o to. - Potrząsnął głową, uśmiechając się. Odszedł i zaczął schodzić po schodach. - Miłej reszty dnia! - zawołał.

Moje serce przyśpieszyło. Wydawało mi się, że już tysięczny raz tak pięknie się do mnie uśmiechnął, ale moje serce reagowało tak samo, jak za pierwszym razem, gdy to zrobił.

- Dziękuję! - zawołałam, uśmiechając się szeroko. Pomachał mi, a następnie odszedł z rękoma w kieszeniach.

Zabawne jest to, jak obcy człowiek zmieniał mój nastrój prostymi słowami, spojrzeniami i gestami. 


***

Witam was wszystkich po tej długiej nieobecności. Możecie przestać wypisywać oszczerstwa na moim asku i męczyć mnie na twitterze swoimi przemiłymi wiadomościami. To taki śmieszne. Na asku piszecie mi rzeczy, które balibyście się napisać mi "w twarz". Oficjalnie wróciłam. Jestem wypoczęta, uśmiechnięta i mam chęć nawet wracać już do szkoły.

Pewnie zastanawiacie się czemu mnie tyle nie było. Och, oczywiście, że mogę się wam wytłumaczyć, ale wy i tak stwierdzicie, że wszystko sobie wymyśliłam, więc sobie tego oszczędzę. 

Postaram się dodać nowy rozdział na dniach :)

Buziaczki.

twitter - @alohacher
ask.fm - alohacher 

 PS Fajnie widzieć, że tyle osób to czyta. Dopiero, gdy przestałam dodawać odcinki, zaczęli odzywać się czytelnicy. Dziękuję za prawie 70tys. odwiedzin i tyle samo niemiłych komentarzy!:* 

A WASZE MIŁE WIADOMOŚCI NA ASKU TEŻ OPUBLIKUJĘ!  



Jest ktoś tu, kto potrafi robić ładne szablony? Bo ten co zrobiłam ja jest obleśny, nudny i zaczyna mnie denerwować, więc jeżeli mógłby mi ktoś pomóc, byłabym wdzięczna :)