poniedziałek, 30 grudnia 2013

13. "That wasn't the only thing beginning to throb"




                    Joanna's Point of View
                    Przyciągając kolana do piersi i zginając ramiona, przetarłam rękawem moje, przymknięte oczy. Chociaż wszyscy byli na zewnątrz, robiąc ognisko, usiadłam na piętrowym łóżku i płakałam. Co dziwne, moja zasada by być posłuszna zasadom obozu, całkowicie zniknęła. Mój umysł był całkowicie skupiony na tym, co Candice powiedziała o Justinie.  
Myśl o nim praktycznie wbiła się do mojego mózgu, zabierając mi całą energie. Mimo to nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Tak bardzo miałam nadzieję, że to nie prawda, ale po przeanalizowaniu wszystkich dowodów, musiałam przyznać niefortunną prawdę: Candice nie kłamała.
                    Nawet nie wiedziałam, że faceci zakładają się o spanie z kobietą i było to, moje, wielkie odkrycie. Jęknęłam, obracając się na brzuch i pozwalając moim ręką, upaść na boki łóżka.
                    Dlaczego ja?
                    Chciałam zasnąć i zacząć radzić sobie ze swoimi emocjami jutro. Lub nawet następnego dnia… lub następnego.  Ale niestety życie pokazało mi, że sprawy nie zawsze idą zgodnie z planem. Więc tutaj jestem, jeszcze nie śpiąc, ciągle płacząc i wciąż myśląc.
Nawet nie wiedziałam co będzie się działo w niedalekiej przyszłości. Czy Justin nadal będzie się przede mną ukrywał? A może po prostu zignoruje moje istnienie? Tak czy inaczej, do dupy. W znacznym stopniu.
                    Skłamałabym gdybym powiedziała, że za nim nie tęsknie. Chodzi mi o to, jakbym nie mogła? Był taki miły i delikatny ze mną, że to prawie było zbyt piękne, aby było prawdziwe. I tak było.Nie tęsknie za Justinem, jakim podobno był w rzeczywistości…  Brakowało mi niego, bo wydawało mi się, że naprawdę był dobrym facetem. Wydawało mi się, że zależało mu na mnie, nie seksualnie, oczywiście.
                    Ale znowu, to i tak wątpię, czy byłby mną w ogóle zainteresowany seksualnie, gdyby przyszło co do czego. Nie mogła bym być dla niego atrakcyjna fizycznie, jako jedynie piętnastoletnia dziewczyna. Pewnie, nie brakuje mi ciała (w odpowiednich miejscach, jeżeli wiesz co mam na myśli), ale nie obnosiłam się z tym w ogóle. Nie mówiąc już o tym, że miałam ten nudny, zwykły wyraz twarzy, dzięki braku makijażu. Więc naprawdę, kiedy przyszło do jego „interesowania” się mną, to rzeczywiście było fałszywe. On nie chciał się ze mną przespać, bo się mną zainteresował… Chciał się ze mną przespać, bo był znany jako najbardziej figlarny, uwodzicielski, przebiegły facet, który tworzy nastoletnie dramaty.
                    To sprawiło, że chciało mi się jeszcze bardziej płakać.
Ale nawet nie mogę tego porównywać, wiedząc, że tym razem on nie będzie osobą, która pojawi się w ostatniej chwili i oferuje mi ramię do wypłakania. Ponieważ to nie był prawdziwy Justin. To był ktoś, kim myślałam, że był. I byłam zbyt głupia, by zapobiec tej śmiesznej sytuacji.

                    - Joanna… - ktoś szepnął, delikatnie dotykając mnie po ramieniu. Jęknęłam lekko, niemal zbyt cicho, aby sama to usłyszeć. – Joanna, wstawaj – ktoś szepnął trochę głośniej.
                    Powoli otwierając oczy, przetarłam je oczyszczając mgłę, którą miałam przed tęczówkami. Przede mną stała Ally, która spojrzała na mnie z góry, otoczona ciemnym już niebem.
                    - Która godzina? – mruknęłam, pociągając nosem. Obracając się, okryłam miejsca mojego ciała, które były odsłonięte i poczułam nagłe ciepło koca.
                    - Trzecia rano – powiedziała szeptem, siadając obok mnie. – Ale płakałaś przez sen i mnie obudziłaś.
                    Natychmiast, błyski przerwanego snu pojawiły się w mojej głowie. Miałam jego niepewny obraz, ale przypomniałam sobie znajomy śmiech Justina. Rozpoznałam też coś o jeszcze gorszym obrocie spraw.
                    Wzdychając, usiadłam i przetarłam twarz. Nawet w ciemnościach, gdzie szczegóły zniknęły, nie mogłam pomóc, ale czułam się świadoma siebie. Moje włosy musiały być poplątane, a ja nie mogłam nic z nimi robić, więc musiałam wyglądać przerażająco.
                    - Przepraszam – mruknęłam, przełykając ślinę prawie bezgłośnie. Spojrzałam na nią i dopiero teraz poczułam ciężar powiek. Płacz musiał spowodować, że okropnie spuchły i jestem pewna, że wyglądałam jakbym dostała właśnie na meczu bokserskim, odejmując siniaki i rozcięcia. Nawet teraz, martwiłam się co może nastąpić w ciągu kolejnych, kilku godzin. Rozszerzone oczy, które z pewnością pokazują, że płakałam przyciągną dużo niechcianej uwagi.
                    - Nie przepraszaj. Po prostu obudziłam cię, bo to wyglądało jakbyś miała koszmar – powiedziała. Wzruszając ramionami, przysunęłam moje kolana do piersi i oparłam o nie ręce. Chociaż doceniam troskę, ale nie jestem koniecznie w nastroju-do-rozmawiania, zwłaszcza o trzeciej nad ranem. Przyjmując moją cichą odpowiedź, znowu się odezwała. – Chcesz o tym porozmawiać?
                    Westchnienie.
                    To był jeden z tych momentów dla mnie „dzięki, ale nie dzięki”. Byłam niezdecydowana, aby wyznać moje uczucia, ale fakt, że jest gotowa stracić sen i słuchać, sprawia, że czuję się jak pod dobrą opieką. I to było coś, co było mi naprawdę potrzebne. Szybko zmieniłam się na chwilę „tak, proszę”.
                    Opierając łokcie na kolanach, przycisnęłam ręce do oczu i westchnęłam głęboko.
                    - Czy kiedykolwiek lubiłaś kogoś, kto również mógł cię lubić… i nagle zdajesz sobie sprawę, że istnieje szansa, że tak naprawdę nie jest?– zapytałam cicho, ciężko przełykając. – To znaczy, to nawet nie było na poważnie. Może miałaś najmniejszą sympatię, nawet nie oficjalnie… A potem okazuję się, że ta osoba wcale cię nie lubi, a to boli bardziej niż oczekiwałaś… - wahałam się, próbując mówić o najtrudniejszych emocjach, nie przez łzy. – Nie możesz pomóc, ale czujesz się zdruzgotana…
                    Ally milczała przez chwilę, a ja czułam jak jej oczy wypalają dziurę w mojej skórze. Czułam jej wzrok, jak próbowała odnaleźć na mnie najmniejsze szczegóły, przez ciemność, która panowała w domku.
                    - Ta – odszepnęła.
                    Mimo, że nie byłam pewna, że ona daje mi jakąś odpowiedź, która mogła by mnie pocieszyć czułam się zaskoczona.  Allison była przepiękna. Nie mogłam wymyślić, ani jednego faceta, który nie chciał by jej podziwiać z bliska, czy daleka. Więc dlaczego, miałaby to kiedykolwiek przejść przez kogoś? Fizycznie była atrakcyjna. I psychicznie i emocjonalnie, była prawie doskonała. Pewnie było kilka niepożądanych spraw w jej osobowości (nie żeby jedynie to), ale te rzeczy można było przeoczyć. Była marzeniem, niemal każdego faceta, więc jak ktoś mógł jej nie chcieć?
                    - Ty tak, na serio? – zapytałam, zabierając ręce z moich oczu, aby na nią spojrzeć.
                    Wzruszyła jednym z ramion i na chwilę skupiła wzrok.
                    - Cóż, ta – szepnęła, wzdychając. – Faktycznie, do większości ludzi, których lubiłam, czułam to samo – marszcząc brwi, spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ona wyśmiewa mnie, czy co?
                    Potrząsając głową, przysunęła się o centymetr bliżej i założyła kosmyk włosów za ucho.
                    - Słuchaj Joey, jestem w stu procentach szczera, kiedy mówię: że jeżeli ktoś cię nie lubi, to jego strata. Nie staram się być banalna, po prostu mówię prawdę. To dlatego, że cię znam i nie rozumiem, czemu ktoś nie miałby cię nie lubić – patrzyłam jak podniosła rękę i delikatnie położyła ją na moim kolanie. Patrząc w górę, zauważyłam jak jej perfekcyjne, niebieskie oczy patrzą w moje, piwne. – Więc, nie martw się tym zbyt dużo, dobrze? Oczywiście, jesteś dla nich za dobra.
                    Jeszcze raz pociągnęłam nosem, kiwając głową. Po kilku oddechach, spojrzałam na nią.
                    - Jak myślisz co jest najlepszą zemstą w tej sytuacji? – nagle zapytałam.
                    W celu wyjaśnienia, nie chcę, aby Justin cierpiał. To nie było tak, że chciałam, aby się skręcał z bólu, po prostu chciałam się dowiedzieć, czy jest coś, co sprawi, że będzie żałował tego co zrobił. Bo wiedząc, że on nie może mieć wyrzutów sumienia, prawie doprowadza mnie do szału. Byłam nieszczęśliwa, wiedząc, że tak łatwo przychodzi mu mnie zranić. Pewnie, że teraz jestem z dala od niego, ale to nadal boli.
                    - Co byś zrobiła? – zapytałam.
                    Odwracając się na chwilę, uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
                    - Pokazałabym, co traci.

                    Third Person Point of View
                    Tonąc w niskim fotelu, Justin  żuł tosty, wzdychając w między czasie. Stołówka rozkwitała, wiedząc, że do „tańców” zostały już tylko cztery dni, co oznaczało, że dzisiaj jest czwartek.
                    Oh, super tańce! To świetna zabawa – kiedy jesteś w ósmej klasie, pomyślał.
                    Po raz pierwszy od dłuższego czasu, siedział sam odizolowany, od wyboru. Candice uwodzicielsko oferowała mu miejsce przy stole. To nie było dla niego łatwe przez ostatnie kilka dni. Ukrywanie się wszędzie, gdzie nie mogło być Joanny wymagało strasznie dużo pracy, biorąc pod uwagę, że musiał sprawdzić jej plan zajęć. Dopiero teraz wracał do społeczeństwa, za co wiele dziewcząt podziękowało bogu, że nic złego mu się nie stało.
                    Ciemne chmury zaczęły się toczyć, odsłaniając piękne, bezchmurne niebo, którego oczekiwało większość obozowiczów. Miało być około trzydzieści pięć stopni na zewnątrz, co jest rzadkością w północno-zachodnich stronach. Justin miał osobiście nadzieję, że pogoda będzie dopisywać w czasie weekendu.
                    Wpatrując się w stół, wziął kolejny kęs kwaśnego chleba, myśląc. Z wszystkiego miał nadzieję, że Joanna od razu się do niego nie uda, a on nie będzie musiał jej niezdarnie tłumaczyć, że nie mogą rozmawiać (przynajmniej pry Candice). Żałował, że nie może jej wytłumaczyć, że nadal chce się z nią przyjaźnić, ale to i tak się nie liczyło.
                    Podpierając się łokciem o ladę, westchnął ponownie, słysząc jak drzwi od stołówki lekko trzasnęły. Wszyscy paplali dalej, więc zorientował się, że to nikt specjalny nie wszedł, jednak z przyzwyczajenia podniósł wzrok w górę.
                    - Cholera – Justin szepnął, szybko spuszczając głowę. Ale prawie sekundę później, powtórzył to, rozszerzając oczy.
                    Joanna szła za Ally, śmiejąc się głośno. Jej włosy były rozpuszczone, jak powiedział, aby nosiła co spowodowało niewielki uśmiech na jego twarzy. Ale to nie było coś, co tak naprawdę dzisiaj przykuło jego uwagę. Oczywiście, cieszył się podziwiając ją, podczas gdy jej włosy nie były okiełznane w głupi warkocz, bo nie oszukujmy się: była piękna. Ale jej włosy nie wydawały się najważniejsze, kiedy badał ją głodnym wzrokiem. Miała na sobie ubrania Allison; oczywiście, bo żaden ksiądz nie pozwolił by, aby jego córka nosiła ubrania tego rodzaju.
                    Bez rękawów, wiązana na dole, przezroczysta koszulka sięgała do jej tułowia, Miała kremowy kolor z kwiecistym wzorem, co dobrze pasowało do jej brązowego koloru skóry. Brązowe oczy Justina pojechały w dół jej ciała, potwierdzając jej wysokie, zwężone, czarne szorty, które w najbardziej nieskazitelny sposób przylegały do bielizny.
                    Ciężko oddychając, ręka Justina powędrowała do ust i zakaszlał tak jakby zakrztusił się grzanką. Ludzie w pobliżu zatrzymali się i patrzyli jak się szamota. Szybko i mniej więcej, kiedy przełykał, patrzył jak usiadła, rozcierając nerwowo własne nogi.
                    - O mój boże – wyszeptał, patrząc na Joannę, jakby była jakąś nagrodą.
                    Brakuje mi czegoś, czy co?
                    Mimo, że już dopuszczał do siebie, że widział w Joannie osobę atrakcyjną, coś nagle rozpalało go od wewnątrz. To nie było emocjonalne, to była iskra seksualna. Nie był pewien co do jej wymiarów, ale szczerze mówiąc nie obchodził go temat liczb i liter, bo miała je. I chłopak wiedział, że musiała je dobrze ukrywać.
                    Beztrosko się jej przyglądając, podniósł brew, przygryzając dolną wargę tak mocno, że mógł poczuć smak krwi. Na jej widok jego serce zaczęło bić mocniej i nagle zdał sobie sprawę, że… nie było jedyną rzeczą, która zaczęła pulsować.
                    Jesteś chory, chory, Justin Bieber. Pomyślał lekko kręcąc głową i zmuszając się, aby odwrócić wzrok.
                    Pięć minut temu była Joanna, słodka dziewczynka, którą uważał za przyjaciółkę, ale teraz była Joanna dziewczyna, która niewielką metamorfozą mogła napiąć jego spodnie na pierwszy rzut oka.
                    - Joey, każdy facet tutaj patrzy na ciebie! – Ally szepnęła, spuszczając głowę, jakby to był jakiś wielki sekret. Ale to nie było takie w ogóle, biorąc pod uwagę to, że chłopcy tutaj są bardzo bezczelni, gdy przychodzi im się gapić. Josh właśnie wypluł napój na swojego przyjaciela Codiego, widząc jak Joanna przechodzi przez drzwi.
                    Wszystko to zrobiono z jej ciałem, które niegdyś wisiało nad zapięciami od jeansów, a teraz ona czuła się jego pewna.
                    - Więc nadal nie powiesz mi kto to jest? – Ally zapytała, podwijać jej górny top pod dolny, wydęła wargi. Marszcząc jej różowe usta, Joanna potrząsnęła głową, pewna swej odpowiedzi. Powinno być oczywiste, kto był jej „łamaczem serc”, ale sądząc jak zdesperowana była Allison, musiała nie mieć pojęcia!
                    Więc, trzymajmy to w ten sposób… Pomyślała.
                    Joanna nie zdawała sobie sprawy, dlaczego właściwie chciała, aby Allison nie wiedziała, że to właśnie chce złamać Justina. Uważała, że to może dlatego, że to smutne zostać ograną, przez najbardziej znanego gracza (jeśli w ogóle to ma sens). Wiedziała o tym, że wyszła by na idiotkę, wyjaśniając Allison, że myślała, że Justin był naprawdę nią zainteresowany, nawet w najbardziej niewinny sposób.
                    - Cholera, Joanna! Kto wiedział? – donośny głos, zawołał zza lady. Zarówno Joanna jak i Allison podniosły wzrok, aby zobaczyć jak Megan z Eriką obok nich strzelają wzrokiem. Obydwie miały również odsłaniające stroje, aby pokazać, że też mają pożądliwe ciała.
                    Chichocząc, Joanna uśmiechnęła się lekko. Kiedy zmieniła strój, wszystkich nagle przyciągnęło do niej. Mimo, że to było pochlebne, to płytkość spowodował u niej grymas.
                    Z całej stołówki Candice usiadła obok Spencera, który rozmawiał wśród małej grupy piętnastolatków. Jej oczy skanowały wszystkich w jadalni, zauważając Justina. To oczywiste, że nie będzie siedział z nią dzisiaj (albo w najbliższym czasie), ale tego się nie spodziewała. Siedział sam, dwa puste stoły od jakiś frajerów, którzy siedzieli przy drewnianym stole, po jego prawej.
                    Roześmiała się głośno, uderzając w pierś Spencera, aby zwrócić jego uwagę.
                    - Co? – zapytał, zirytowany, że właśnie przerwała jego dość ekscytującą opowieść o podróży do Nowego Meksyku w tamtym roku.
                    Podnosząc jej lewą rękę i wskazując, prychnęła.
                    - Spójrz, Justin siedzi sam w pobliżu fra… - w połowie zdania, zacięła się. Pozwoliła zrelaksować się jej sztywnej ręce, śledząc, gdzie Justin patrzył. Jego oczy były zablokowane na Joannie, która siedziała naprzeciw niego. – Co kurwa Grey ma na sobie?
                    Grube brwi Spencera złączyły się, kiedy spojrzał na Candice, która miała przerażony i rozgniewany wyraz twarzy. Jego oczy gorączkowo próbowały znaleźć miejsce, gdzie patrzała.
                    - Kto… oh – powiedział, zdając sobie sprawę, gdzie się wpatrywała. Zatracił się, chociaż nie znaleziono w nim żadnych agresywnych środków chemicznych, które mogą spowodować halucynacje. To nie może być Joanna Grey, prawda?! Z miejsca w, którym siedział mógł zauważyć boki jej piersi, które wyglądały popisowo, wypełniając jej bluzkę. Brwi Spencera, wystrzeliły w górę.
                    - Ja pierdole – mruknął, spoglądając na Candice, której twarz powoli przybierała jasnoczerwony kolor. Jej usta były złączone w cienką linię i wyglądało to, jakby dym miał uciec z jej uszu, w każdej chwili.
                    Tak jak wszystko miało iść dobrze, Joanna spieprzyła coś z innego z dnia Candice. Albo przynajmniej, tak się wydawało w jej głowie.
                    Justin uśmiechnął się lekko, widząc jak Joanna podrzuciła winogron w powietrze, wyciągając język i złapała go w usta, wstając z radości. Allison patrzyła na nią z łyżką przyciśnięta przy języku i śmiejąc się razem. Powoli zabierając oczy z Joey, zauważył, że Spencer spogląda w jego stronę. Ale zamiast patrzeć w stronę Justina, patrzał na Candice, która miała wściekły wyraz twarzy.
                    - Jaki jest teraz twój problem? – szepnął do siebie, przewracając oczami. Wracając z powrotem do Candice, oczy opadły z nudów i irytacji, kiedy wyrzucała swoje ręce w powietrze. Na szczęście, jej ostre słowa były zbyt daleko, aby je usłyszały uszy.
                    Candice wstała szybko i natychmiast przeszła obok Spencera, który złapał ją w czasie za nadgarstek. Chwycił jej twarz w jedną rękę i obrócił  ku sobie.
                    - Candice, nie lubię jej, ale zostaw tą sprawę w spokoju. Masz to, co chcesz! Justin i ona skończyli z tym! – wyszeptał chrapliwie, kręcąc głową. Umieszczając obie ręce na jego piersi, odepchnęła go od siebie wstając ponownie.
                    Justin rozszerzył oczy, widząc gdzie się kierowała. Prawie natychmiast zerwał się z siedzenia przepychając się przez nastolatki, którzy chodzili po dużej jadalni, niektórzy dopiero chcąc usiąść przy stole. Unosząc podróbek, gdy szedł zauważył Candice, która szybciej pokonywała drogę do Joanny. Z niepokojem, przyśpieszył tempo, obijając ramiona niemal każdego po drodze.
                    - Justin, nie biegaj! – Freddie krzyknął, aż z zachodniej części stołówki. Ignorując go, Justin wspiął się na czubki palców, nad głowami wszystkich innych widząc, że Candice jest zaledwie kilka metrów od Joanny.
                    Robiąc duże kroki, odwrócił się lekko uderzając jego białymi suprami, stając bezpośrednio przed czarnymi koturnami Candice od Steva Maddena z doskonałym wyczuciem czasu.  Jej zły wyraz twarzy opadł, kiedy Justin zmrużył czarne oczy na nią. Stanęli naprzeciwko stołu Joanny, zdobywając spojrzenia dookoła, w tym jedno samej Joanny.
                    - Wróć i zostaw ją w spokoju, teraz– warknął, zniżając głos tak, że tylko ona mogła to usłyszeć. Przełykając ślinę, Candice powoli odsunęła się i pochyliła ze strachu. Wiedziała, że Justin nigdy nie odpuszcza tak lekko i mógł by ją uderzyć, albo nawet upokorzyć na oczach całej stołówki krzycząc, czy coś podobnego, więc zastraszenie spowodowało, że się trochę odsunęła. Nie był zły, ale do diabła, musiał się upewnić, że nic nie zrobi w tym czasie.
Zrobiło to duże wrażenie na Joannie, która była oszołomiona, Candice cofnęła się dalej, ale nie w stronę jej stołu. Zamiast tego opuściła stołówkę, idąc w stronę jej domku. Potrzebowała odreagować.
                    Wszystko wydawało się niezwykle cicho wokół niego, chociaż wkoło było słychać szepty. Jego oddech zwolnił, a on zamrugał parę razy, zanim zaczął się niezręcznie rozglądać. Wiedział, że nie chciał zostać w jadalni, nadal siedząc sam, ale czy miał wybór? Czuł się winny przez większość tygodnia (dziwnie).
                    Zniżając swoje, brązowe oczy, nawiązał kontakt wzrokowy z Joanną, który utrzymał przez długie pięć sekund. Dopiero wtedy zauważył opuchnięcia, co spowodowało, że wyglądała na wyczerpaną albo bardziej. Ale wiedział lepiej. Płakała.
                    Czując jak jego serce opadło w niepokoju, poczuł chęć powiedzenia czegoś pocieszającego, choć Candice mogła by o tym później usłyszeć. I kiedy otworzył swoje suche usta, ona potrząsnęła głową w rozczarowaniu i spojrzała w dół.
                    Zaskoczyło go to i bardziej niż zabolało, pomyślał, że ona nie chce z nim rozmawiać. Była to mała dawka emocji, która była nie do opisania. Zbyt wiele rzeczy w nim wybuchło, co było dziwne, biorąc pod uwagę, że tylko na niego spojrzała. Nie powiedziała mu tego! Posłała mu złe spojrzenie, a jednak stanął, martwiąc się o nią. To jak szybko dostała wiadomość, wydawało się niemożliwe. I nawet nie było wysyłania sygnałów! Nie wszystko wiedział, ale… to było jakby zdawała sobie sprawę z jego zniknięcia i czuła, że to czas, aby się definitywnie rozstać.
                    Prawie kręcąc głową, westchnął, kiedy wracał na swoje miejsce. Nie mógł zrozumieć tego spojrzenia, które mu posłała. Ciekawiło go, co istniało w środku Joanny i był zdesperowany, aby się dowiedzieć. 
Hejcia, wiem, że chyba na taki moment czekaliście od początku. XD 
Co do ewentualnie kolejnego rozdziału - jeżeli nie przetłumaczę go do końca tygodnia (ale zapewne i tak to zrobię), to nie wiem kiedy go dodam. 
Nic już w tym roku nie dodam, więc chcę Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku, jak banalnie to brzmi (haha), ale jednak. 
See ya! :)