sobota, 23 listopada 2013

10. "Nose job"



                    Odchrząknęłam niezręcznie starając się udawać znudzoną.
                    - A ty masz jakieś rodzeństwo? – powiedziałam obserwując go. Nagle zatrzymał się i skupił swoje oczy w jednym miejscu. Był w transie jakby myślał o czymś trudnym dla niego. Mentalnie modliłam się, aby nie dostał jakiegoś szału bo to nim wyraźnie wstrząsnęło. Zaskakujące jest to, że opanował się, odchrząknął cicho i kontynuował to co robił.
                    - Uh, tak. Młodszą siostrę Jazmyn i młodszego brata Jaxona – powiedział cicho nie łapiąc kontaktu wzrokowego. – Jaxon jest najmłodszy, ma prawie dwa lata.
                    - Ile lat ma Jazmyn? – zapytałam patrząc na niego, a on podniósł głowę i wyrzucił wacik do kosza.
                    - Miałaby cztery – powiedział bez emocji.
                    W tej chwili moje serce przyśpieszyło a mnie zatkało.  Nie żeby Justin nie miał momentami na mnie takiego wpływu. Ale zazwyczaj kiedy moje serce przyśpieszało i byłam oszołomiona to ze względu na jego piękno lub gdy mówił coś co sprawiało, że mój żołądek się zatykał. Jednak to było inne. W inny sposób. Moim pierwszym odruchem było nieprzerwane przepraszanie, aż on mi wybaczy. Moim drugim odruchem było zapytanie co się stało. Dziękuje panie powyżej, który nie istnieje w moim umyślę, że zadziałałeś moim pierwszym instynktem. Potrząsnęłam głową obserwując jak usiadł z powrotem drapiąc się za uchem.
                    - Przykro mi, Justin – powiedziałam cicho uważając na słowa, które wychodzą z moich ust. Wzdychając wzruszył ramionami i skopiował moje potrząśnięcie głową.
                    - Jest w porządku. Nie wiedziałaś – następnie posłał mi fałszywy, wymuszony uśmiech ukrywając swoje połyskująco białe zęby. Niezręczna cisza przejęła sytuację, a mój umysł rozpoczął wyścigi starając się znaleźć coś co mogłoby to zakończyć. Ale za każdym razem kiedy otwierałam usta nic z tego nie wychodziło. Więc poddałam się. Pół minuty minęło w niewygodnych siedzeniu i unikaniu kontaktu wzrokowego. Można powiedzieć, że byłam jedyną, która czuła dyskomfort kiedy Justin przesuwał się i kaszlał zbyt wiele razy. Ale właśnie wtedy cisza została przerwana szerokim trzaśnięciemdrzwiami. Byłam tak blisko rzucenia moich rąk w powietrze i krzyczenia „Alleluja!” Dopóki nie usłyszałam po huku czyj to był głos…
                    - Po prostu daj mi jakieś pieprzone, papierowe ręczniki! Mój nos boli jak cholera – dziewczyna krzyknęła  stukając wiele razy obcasami o kafelki. Wyskoczyłam z łóżka prawie lądując na twarzy kiedy usłyszałam donośność jej głosu.
                    - Gówno! – usłyszałam syk  Justina z tyłu. Patrząc na niego zauważyłam jak jego głowa chwilowo się podniosła gdy jęknął.
                    - Candice! – szepnął ostro.
                    Od razu moje serce przyśpieszyło. Wiedziałam, że prawdopodobnie wróciła z niewiadomo-skąd w jednym celu. To było zdecydowane. Ale teraz? Gdy nie tylko ja byłam rozdrażniona fizycznie, ale tuż obok Justin był rozdrażniony emocjonalnie. Podchodząc powoli bliżej mogłam usłyszeć szuranie nogami i dwóch ludzi rozmawiających – dobrze, to było bardziej jak spieranie się.  Byłam niezdecydowana czy sięgnąć po klamkę i otworzyć drzwi nie mając pojęcia gdzie ona stoi, czy uchylić małą barierę między nami. To na pewno było ryzykowne. Spojrzawszy przez ramię z powrotem na Justina, który patrzył na mnie i był kilka metrów za mną.
                    - Powinnam zobaczyć o tam się dzieje? – szepnęłam. Zacisnął szczękę i pokręcił głową.
                    - Nie. Są szanse, że zobaczy nas oboje i zacznie coś.
Rozczarowana jęknęłam przechylając głowę.
                    - Ale jestem ciekawa-  przyznałam przygryzając policzek. Mały, szczery uśmiech pojawił się na jego twarzy.
                    - Nienawidzę tego mówić, ale tak jestem.
                    Oboje uchyliliśmy drzwi uważając aby ich powoli nie otworzyć. Moje palce chwyciły zimną klamkę ze stali i pociągając ją lekko. Gdy je o centymetr ochyliliśmy można było zobaczyć Candice stojącą w wysokich szpileczkach.
                    - Chcę tylko mokrą szmatę na moją głowę, kilka papierowych ręczników na mój nos i trochę ibuprofenu na ten cholerny ból głowy! – krzyczała machając jedną ręką, a drugą trzymając na nosie.
                    Oczy Rose rozszerzyły się na słowa Candice, a ona pokręciła trochę głową mówiąc do siebie:
                    - Ale już zwymiotowałaś dość obficie i ibuprofen – jakoś środek przeciwzapalny – może zakłócić pracę żołądka lub więcej.
                    - Spierdalaj, Rose. Tylko daj mi to o co prosiłam – zażądała kładąc  dłonie na czole i wachlując się. Słuchając jej polecenia Rose odeszła aby wziąć wszystko to co chciała.
Spojrzałam na blondynkę na chwile myśląc o tym co widziałam. Mimo strasznych objaw, które miała i krwawiącego nosa wyglądała całkiem w porządku. Jak gdyby nic się nie stało, a wersja, że widziałam ją w środę była tylko złudzeniem. Jej jeansy były bardzo przylegające do skóry tak jak żółta góra z mnóstwem falbanek. Byłam pod wrażeniem. Wyglądała jakby była w dobrej kondycji! I mimo, że było to dokładnie to co chciałam aby w niej znikło nie liczyłam na jakieś przeciwieństwa. Nie chciałam jej z powrotem. Wszystko szło perfekcyjnie przez trzy dni z rzędu, a jednak jest tu ona wyglądająca… lepiej niż kiedykolwiek.
                    - Pośpiesz się! – krzyknęła tak głośno jak za pierwszym razem kiedy stukała stopami w kafelki. Odskoczyłam po raz kolejny, zrelaksowałam się kiedy poczułam rękę Justina na plecach głaszcząc ją delikatnie. Skoncentrowałam moją wizję na Candice widząc ją jak postukiwała paznokciami z niepokojem. Oczywiście ona nie została pobita, bo nie pokazywała co do tego żadnych objaw. Ona była fizycznie niezdrowa. Moja twarz spadła kiedy Rose przynosiła jej wszystko co chciała, a ona szła idealnie prosta i wysoka. Moje serce opadło. Tylko kiedy wszystko wydawało się, że będzie nieco dobrze, ona wróciła aby to zepsuć. Oboje cofnęliśmy się od drzwi słysząc kroki, które było słychać w pokoju coraz głośniej i głośniej. Justin wsparł się łóżka i wskoczył na nie udając, że leje trochę więcej olejku z drzewa herbacianego do miski. Wolno otwierając drzwi Rose weszła do pokoju przybierając spokojny wyraz twarzy jakby nic nią nie wstrząsnęło. Wiem, że to wszystko to była tylko fasada. Ona grała w fajną grę, którą chciał ktoś inny. Głaszcząc swoje jasne włosy, aby powróciły na swoje miejsce uśmiechnęła się do nas.
                    - Obydwoje powinniście już pójść. Robi się późno i jest planowane, aby wkrótce odbyło się ognisko – powiedziała cicho maskując drżenie w jej głosie, przełykając ślinę i szepcząc „będzie zimno” pod nosem.
                    Skrzywiłam się nieco. Biedna kobieta! To nie było tak, że dobrze znałam ją czy Candice, ale moje serce nie mogło pomóc na jej ból. Po prostu chciałam podejść i przytulić trochę jej kruche ciało. Wiedziałam z ostatnich doświadczeń jak to jest być upokorzonym przez Candice. Patrząc na lewą ścianę, która miała widok na główny teren obozu zauważyłam wielki, biały zegar, który wisiał w pobliżu okna. Zatrzymałam się na tym co wskazuje duża wskazówka.
                    14: 40. Czas leciał.
                    Justin westchnął kiwając głową w jej kierunku.
                    - Tak, masz rację – powiedział jednocześnie sięgając po katanę i zieloną bluzę. Włożył szary sweter jako pierwszy,  nałożył katanę i wbił ręce do kieszeni.
                    - Chcesz wyjść tam razem? – zapytał zwracając się do mnie. Czułam, że moje uszy nagrzewają się z jakiegoś powodu kiedy się uśmiechnęłam i skinęłam głową. Zastanawiając się czemu ubrał zarówno dwie kurtki odwróciłam się spoglądając w kierunku ściany i tym razem spojrzałam przez okno. Pochyliłam się nieco widząc, że ciemne chmury zbliżają się przygotowując się do namoczenia obozu. Było prawdopodobne, że będziemy używać pokoju do ogniska dziś wieczorem. Chwyciłam mój płaszcz i nasunęłam go na siebie zanim chwyciłam kubek wody i wypiłam resztę.
                    - Dziękuje bardzo, Rose – powiedziałam odkładając kubek i uśmiechając się do niej. Miałam nadzieję, że choć trochę podniosę ją na duchu, nawet w najmniejszej ilości, nawet jeśli to był po prostu miły gest.
                    - Nie ma za co – odparła klepiąc mnie po plecach, kiedy przechodziłam przez drzwi słysząłam za mną duże kroki Justina. Pokazał mi, że przeszedł pierwszy tylko po to aby otworzyć mi drzwi (co spowodowało, że motyle w moim brzuchu wybuchły jak wulkan w żołądku), gdy zatrzymał się. Słysząc jak pod nosem mamrotał jakieś przekleństwo, zastanowiłam się czy to było do mnie. Jego ręce klepały wzdłuż jego długiego ciała szukając czegoś szczególnego.
                    - Oh, czekaj pamiętam! - nagle pstryknął palcami szepcąc.
                    Pobiegł z powrotem do pokoju gdzie Rose otworzyła mu drzwi. Miała pęk kluczy w ręce domyśliłam się, że planowała zamknąć pokój na zamek i jak wszyscy udać się w kierunku „spotkania”.  Justin przyleciał do pokoju rozglądając się i zginając się nieco przy ziemi. Podążałam za nim wzrokiem widząc jak jego iPod spadł na podłogę.
Rozszerzyłam trochę oczy, oops.
                    Gdy rozpinał prawą kieszenię swojej katany dostrzegłam coś różowego, coś co powoli zaczęło z niej wychodzić. To było zmięte oczywiście ukrywając swój prawdziwy kształt. Z miejsca w którym stałam, widziałam, że to miało grubą koronkę i lekko błyszczało.
Co jest właściwie różowe, świecące i koronkowe? Pomyślałam sobie przybierając ciekawy wyraz twarzy. Moja głowa zaczęła błądzić wyobrażając sobie wszystkie możliwości. Czy istnieje coś różowego co faceci używają lub przechowują w kieszeni regularnie? Jeśli tak, nie byłam zaskoczona, że nie wiedziałam. Patrzyłam jak Justin odkurza swoją elektronikę dmuchając na nią trochę zanim włożył ją z powrotem do kieszeni nie zważając na fakt, że nie było materiału. Kiedy pchnął swój iPod do kieszeni zauważyłam różowy obiekt skręcający się trochę i przesuwający.
                    - Gotowa? – zapytał podchodząc bliżej, a ja walczyłam z pragnieniem by spojrzeć w jego kieszeń a nawet ją pociągnąć. Fakt, że to właśnie tam zwisająca i drażniąca rzecz doprowadza mnie do szału. Co to było?!
                    Zauważyłam wielu innych dzieciaków biegnących w kierunku pokoju ogniska trzymając swoje płaszcze nad włosami, chroniąc je przed deszczem, który był coraz mocniejszy z każdą minutą. Wyglądało to jak setki nie bardzo kolorowych plamek opadających na miejscach na których się stoi. Justin i ja zatrzymaliśmy się przed budynkiem i szliśmy poboczem aby uniknąć zamoczenia. Szłam za nim wpatrując się w różowy materiał obserwując jak powoli przesuwał się coraz bardziej i kiedy odbijał się z jednej nogi na drugą. Mogłam prawie okładać się pięściami z satysfakcji. Przez to nie potrafiłam prawie kontrolować mojego umysłu! Nagle zablokował moją wizję zapinając kieszenie i rujnując moje szanse. Moja twarz opadła. Co?!
                    - Huh? – Justin zapytał odwracając się do mnie. Byliśmy na końcu pobocza więc byliśmy zmuszeni iść (albo jak każdy inny moknąć) w deszczu.
                    - Huh? – powtórzyłam nie wiedząc o co chodzi. Podniósł brwi patrząc na mnie.
                    - Krzyknęłaś „co”, a potem odwróciłaś się i zapytałaś „co”, a potem znów zapytałaś „co” – wyjaśnił dając mi zakłopotane spojrzenie.
                    Potrząsnęłam głową uderzając się mentalnie. Co jest ze mną, że mówię swoje myśli?
                    - Uh… ja tylko krzyknęłam „co”, kiedy zobaczyłam jak mocno pada. To znaczy, nie jest to lato? – zapytałam z mało przekonującym nerwowym śmiechem. Uśmiechnął się nieco spoglądając w lewą stronę na deszcz.
                    - Ta, tak myślę – powiedział wzruszając ramionami. Nagle chwycił mnie za rękę a ja w szoku poczułam mrowienie kiedy powiedział.
                    - Teraz chodź.

                    Katie stała z przodu sali ogniska na małej scenie z dużą ilością innych pracowników i członków stojących wokół niej. Było słabo oświetlone w okolicy sceny, ale jeszcze gorzej gdzie był tłum.  Mimo, że pokój był absolutnie ogromny czułam się trochę klaustrofobicznie siedząc ramię w ramię. Justin i ja ledwo dostaliśmy się  w miejsce, w którym było kilku ostatnich ludzi, którzy przyszli. Siadając zarówno na samym tyle nie byliśmy w pobliżu nikogo kogo znaliśmy. Cóż, w pobliżu nikogo kogo ja znałam.
                    Zauważyłam Alison, Megan i Erikę siedzące w przednim lewym rogu na końcu ławki. Nawet gdybym chciała usiąść obok nich nie byłabym w stanie. Nie było wystarczająco dużo miejsca. Na lewo obok mnie siedzi Justin. Oh cholera!
                    Nie zwracał na mnie aż tyle uwagi, tylko po prostu zaczęłam czuć jak moje uszły zaczęły ożywiać się w połowie „spotkania”.
                    - Teraz pamiętam, że w dokładnie szesnaście dni będziemy tańczyć w tym pokoju – to przykuło moją uwagę, siedząc spojrzałam na Katie. – Więc pamiętaj wysłać życzenia na piosenki szybko! Nie przyjmujemy wniosków po tygodniu, bo musimy przejrzeć wszystkie z nich. Teraz będziemy potrzebować około pięćdziesięciu wolontariuszy, by upewnić się, że wszystkie dekoracje są w porządku. Trzeba założyć arkusz do wysłania, który jest na każdej ścianie naprzeciwko drzwi – Katie powiedziała wskazując w kierunku końca sali.
                    Odwróciłam się, aby zobaczyć drzwi oddalone tylko trzy metry od miejsca w, którym siedzieliśmy ja i Justin. Męcząc moją głowę obracając się dookoła złapałam kontakt wzrokowy z Ally, która również zaczęła się rozglądać. Uśmiechnęła się i pomachała do mnie. Uśmiechnęłam się do niej i odmachałam ręką patrząc na jej prawą stronę gdzie siedziała Megan. Patrzyła na podłogę i trudno było jej spojrzeć na twarz. Podnosząc moje brwi przesunęłam się do krawędzi mojego miejsca zastanawiając się czy wszystko z nią w porządku. Wyglądała jakby miała zemdleć. Nagle Megan zerwała się i wstała z siedzenia zdobywając zmartwione spojrzenia z małego tłumu wokół niej. Erika wstała z nią patrząc gdzie idzie. Nie wiele osób zauważyło, że zniknęła za drzwiami kiedy Katie nadal mówiła, ale moje oczy były przyklejone do niej przez cały czas. Jej oczy były obwisłe, a ona trzymała się za usta. Wydawało się, że wszystko z nią w porządku kiedy ostatni raz z nią rozmawiałam, ale musiało się coś stać w deszczowe dni kiedy miałam infekcję. Westchnęłam debatując czy było z nią dobrze, czy nie. Nienawidziłam być sama kiedy wymiotowałam, ale wiedziałam, że ona może już jest z powrotem w domku. Ale ja nawet nie wiedziałam czy ona zostaje w domku na noc. Wiedziałam, że gdybym ja była chora to chciałabym kogoś do opieki, ale jak daleko ona się dostała? Biorąc głęboki oddech, wstałam i odeszłam od ławki na, której siedziałam i starałam się spokojnie tam dojść. Na szczęśnie nikt nie zdawał sobie sprawy z mojego zniknięcia zanim wyszłam z budynku. Nawet Justin, który wyglądał jakby był w półśnie z głową w rękach.
                    Rozglądając się schowałam moje włosy za ucho. Moje buty hałasowały kiedy robiłam krok co parę sekund.  Po mojej lewej stronie był szlak, który prowadził do lasu gdzie można znaleźć jeziora. Po mojej prawej stronie było dużo krzewów za, którymi była droga do stołówki, która była na polnej drodze co prowadziło również do biura. Za krzakami była nieograniczona część lasu gdzie żaden z dzieciaków nie mógł iść bez opiekuna. Czasami chodziłam tam aby trzymać się z daleka, ponieważ co nagłego mogło się stać.
                    - Megan? – zapytałam normalnym tonem głosu. Przeszłam może dwadzieścia metrów od sali z ogniskiem i zauważyłam ją po mojej lewej na kolanach. Jej plecy były zgarbione, a ona się dławiła wypluwając trochę. Szybko podchodząc do niej pochyliłam się w pobliżu. Jej oczy były zamknięte kiedy usiadła na kolanach a ręce nadal umieszczone przy ziemi, ale wiedziałam co to było.
                    - Niestety zobaczyłaś to – powiedziała ostro. Pokręciłam głową pocierając ją lekko. – Mam grypę.
                    - Nie przejmuj się tym – powiedziałam kiedy otarła oczy od łez, które wyciekły. Po kilku oddechach schyliła się ponownie a ja złapałam jej dzikie loki w dwie ręce. Muszę przyznać, że dźwięki jej wymiotów spowodowały, że też chciało mi się wymiotować, ale pokazywanie zdegustowania nic by nie pomogło. Minuty mijały, a jedyne co mogła zrobić to udźwignąć jakoś te nudności. Miała pusty żołądek, a to było oczywiste, że musi jeść i pić w celu wyleczenia się.
                    - Myślę, że mam zamiar wrócić do domku – powiedziała podtrzymując się gdy wstała na nogi.
                    - Chcesz żebym cię odprowadziła? – zapytałam podchodząc do niej. Pokręciła głową. Można powiedzieć, że naprawdę chciała zostać sama. Nie spojrzała na mnie przed powrotem do domku. Kiedy Megan odchodziła widziałam, że jej oczy stają się czerwone a śluz wybiega z jej nosa. Pociągając nosem otarła kolejne łzy z oczu i kontynuowała drogę choć praktycznie ciągle wymiotowała.
                    Potem zastanawiałam się czy jej łzy nie były spowodowane tylko wymiotami. Może to było coś innego. Ale… co?


                    Praca nosa. Candice mówiła wszystkim, że właśnie to dostała. Jeżeli ktoś nie widział siniaków na jej twarzy z krwawiącym nosem i okropnie bladą skórą, którą przyjęła jak-model dziewczyny, jednak ja wiedziałam jaka operacja zrobiła to. Ale nikt nie wiedział oprócz mnie, prawda? A jeśli tak to dlaczego nie mogła po prostu powiedzieć, że była chora, czy coś? Wpatrując się w nią z całej stołówki zauważyłam jak tęsknie patrzyła na Justina, który gapił się na stół i pił karton mleka ze złością. Karton był praktycznie śmiertelnie przez niego zgnieciony i wydawał się wyrzuty jak słoma na kawałki. Nadal zastanawiałam się dlaczego pojawił się taki wściekły, choć można było obejrzeć jego mięśnie ściśnięte ze sobą i zaciśniętą szczękę.
                    Wyrzucając jego piękno (prawie całkowicie) z mojego umysłu skupiłam się na Candice, która siedziała tam i prawie normalnie rozmawiała. Na pięć równych minut patrzyła na Justina, nie tylko jego, ale też na mnie (a potem znowu na jego i wiedziałam, że ciągle robi to samo!). Przypuszczam, że nie widziała w tym sensu biorąc pod uwagę, że jego wzrok był skupiony tylko na jednym: drewnianym stole przed nim. Mrużąc oczy aby zobaczyć więcej zastanawiałam się co dalej zrobi z jej nosem. Wyglądało to tak samo jak ostatnią ją widziałam, minus krew leje się z niego. Pojawiła się pokazując go swoim przyjaciołom działając tak jakby to była jedna z najbardziej znanych ludzkości rzeczy.  Ale ja jestem prawie na sto procent pewna, że jej znajomi byli po tej samej stronie co ja. Co dziwnego jest z jej nosem?
                    Zdecydowałam się nie stresować tym zbytnio kiedy spojrzałam w dół na moje książki, Życie Gautama Budda. Miałam nieco zdrową obsesję na temat Buddy w ósmej klasie o, której niestety dowiedzieli się moi rodzice. Byłam uziemiona przez miesiąc, a książka została zabrana mi natychmiast. Oczywiście, że nie można było czytać o tym co chociaż w najmniejszym stopniu mogło na mnie wpływać religijnie, jeśli nie było związane z chrześcijaństwem. Ale zgadnij kto znalazł książkę zamkniętą w naszej piwnicy. Miałam zapakowane książki głęboko w mojej walizce i dopiero teraz przypomniałam sobie, ze wzięłam ją. Przeglądając strony patrzyłam na zdjęcia przypominając sobie niektóre z materiałów, które czytałam wcześniej. Książka została podzielona na dwie części. Jedną, która obejmuje 98 procent książki gdzie była szczegółowa biografia Gautama Buddy, jego wiary i nauki. Druga część (jeśli nawet tak ją można nazwać) składała się z obrazów z jego najbardziej znanych cytatów.
                    Można by pomyśleć, że pod wpływem oddzieliłabym się od religii, mojej rodziny na nauki Buddy i byłabym wtedy bardzo pozytywną, zdrowo myślącą osobą, która codziennie medytuje. Dziwne jak to wszystko działa, huh? Jeśli nadal kształciła bym się na temat buddyzmu i medytacji oraz praktyk tego rodzaju każdego dnia, to tak może byłabym bardziej wpływowym i fascynującym człowiekiem niż jestem. Ale podjęłam się czytania książki z półtora roku temu, a dopiero teraz znalazłam okazję aby ją przeczytać. Nie mogę sobie pozwolić aby znów się o tym dowiedzieli. Tak jakby zrezygnowałam z tego kiedy zabrali książkę z dala ode mnie. Wykorzystywałam mój czas do czytania po obiedzie, kiedy w dni powszednie będziemy znowu mieszać wieki.
                    Usiadłam obok dużego drzewa, które od czasu do czasu otrząsało krople deszczu z wiatrem. Pogoda zaczęła się rozjaśniać, dlatego na szczęście było wystarczająco sucho aby usiąść na zewnątrz. Patrząc na zdjęcie zastanawiałam się czy on w rzeczywistości był chudym facetem czy dużym, otyłym mężczyzną z uszami jak u słonia kiedy czyjaś obecność zasłoniła mi słońce.
                    - Uh, możesz przesunąć się trochę w prawo? – poprosiłam ruchem ręki nie wiedząc kto to był i nie wyglądając zza książki. Powtarzając moje instrukcje, ktoś przesunął się umożliwiając mi idealne oświetlenie z powrotem. – Dziękuje.
                    - Proszę bardzo – ktoś odpowiedział.  Rozpoznając głos spojrzałam w górę aby zobaczyć Justina stojącego tam z bajglem w ręce. Rozpłynęłam się lekko. Mimo, że moje zaufanie zwiększyło się to wokół Justina naprawdę nie wiedziałam co mówić i pstryknięciem palcami sprawiał, że byłam zdenerwowana.
                    - Oh, hej Justin – powiedziałam nieśmiało automatycznie wracając wzrokiem do mojej książki. Korzystając z wolnej ręki aby móc usiąść obok mnie na brudzie wziął kęs jednej połówki bajgla.
                    - Więc co czytasz? – zapytał z ustami pełnymi jedzenia. Bez odpowiedzi zamknęłam książkę, aby odsłonić jej okładkę. Szczerze mówiąc zrobiłam to, bo nawet nie wiedziałam jak się czyta nazwisko autora. Nagle jego twarz się rozjaśniła.
                    - Hej, czytałem tę książkę!
Moje oczy rozszerzyły się w zdumieniu. On czytał to? Podnosząc brwi spojrzałam na niego.
                    - Naprawdę? – zapytałam z prawdziwym niedowierzaniem.
                    - Ta! Popatrz – chwycił książkę ode mnie przerzucając strony. Upewniłam się, że pamiętałam numer strony na, której byłam wcześniej. Przewrócił w tę i z powrotem kilka stron, zatrzymał się na jednej i wskazał na cytat zdzierając katanę i rzucając ją na trawę.
Cytat brzmiał:
„Uwierz w nic, nie ważne czy to przeczytałeś lub kto to powiedział, nie ważne czy to co powiedziałem zgadza się z rozumem i rozsądkiem”
                    Patrząc na Justina zobaczyłam, że za jego krótkim rękawem, który podciąga odsłonił ten sam napis na jego ramieniu.
                    - Widzisz? – zapytał.
                    Prawie wyrzuciłam ręce do góry.
                    - Dałabym głowy, że widziałam ten cytat wcześniej! Myślałam, że poznałam go kiedy… - zamarłam, postanowiłam nie dodawać części gdzie patrzyłam na jego półnagie ciało. Ale sądząc po jego chytrym uśmieszku, nie musiałam.
                    - Że poznałaś kiedy, co? Kiedy sprawdzałaś moje gorące ciało? – zachichotał.
Przewróciłam oczami na jego uwagę.
                    - Nie pochlebiaj sobie, Justin – ostrzegłam. – Zarozumialstwo nie spływa po mnie.
Uśmiechnął się krzyżując ręce na piersi.
                    - Nie należy mylić pewności siebie z zarozumialstwem, Joanna – powiedział kpiąco.
Wpatrywałam się w chwile w niego myśląc.
                    - Czy nie powinieneś teraz sprawdzać swojej wysypki? – zapytałam.
                    - Masz na myśli, że też masz wysypkę? – strzelił z powrotem uśmiech. Wzruszyłam ramionami wiedząc, że wygrał.
                    - To właściwie dlatego tutaj przyszedłem.
                    - No cóż, trzeba się tam udać – powiedziałam. Zamykając książkę po zagięciu rogu strony na, której byłam wstałam wskazując w stronę jego kurtki. – Nie zapominaj o swojej kurtce – powiedziałam przypominając sobie jak praktycznie stracił iPoda. Zauważyłam, że całkiem często zapomina o swoich rzeczach.
                    - Oh, racja – powiedział wrzucając ją na ramiona niedbale. Ale para święcących i koronkowych majtek wydostała się z jego kieszeni.
                    Madeline.




* * *  
Zacznę od tego, że chciałam Wam podziękować za to, że blog przekroczył 100 tys. wyświetleń. Co prawda nie dawno zaczęłam tłumaczyć to opowiadanie, ale kiedy rozpoczynałam tłumaczenie było wyświetleń około 90 tys. więc to zawsze jest coś, hah. :) 
Co do następnego rozdziału - nie wiem kiedy się pojawi, ale oby jak najszybciej. :3 
 



37 komentarzy:

  1. Lubie Joanne jest taka sympatyczna. Czekam na jakieś akcje Joanna-Justin :) Dzięki za tłumaczenie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jlrjljey;;ej;e cudoo! świetnie tłumaczysz ;) czekam na nn :D
    @Danger12345678

    OdpowiedzUsuń
  3. strasznie mylny rozdział, chce wiedzieć już o co chodzi z tymi majtkami!

    OdpowiedzUsuń
  4. wow, niezle, niezle, czekam na nowy rozdział!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Joanna i Justin spędzają ze sobą coraz więcej czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej, to jest wspaniałe :3
    Od początku wiedziałam, że to majtki Madeleine ;) ugh, fuu :/
    Świetny rozdział, dziękuję że to tłumaczysz :* czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku,to jest po prostu niesamowite !
    To chyba jedyne opowiadanie,które czytam z dokładnością do każdego słowa i ani na chwilę nie robi się nudno ! To opowiadanie ma w sobie coś takiego,co ciężko mi nazwać...Wiem jedno-jestem od niego uzależnona ! Jest po prostu wspaniałe !!!
    Różowe,koronkowe "coś"-hahaha,wiedziałam że to...majteczki xD
    O Justin,Justin...Jak możesz tak demoralizować biedną Joannę.Nie ładnie ;D
    Mam nadzieję,że szybko dodasz kolejny rozdział,ponieważ już nie mogę się doczekać !!!
    the-other-side-jb.blogspot.com
    my-heaven-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski chę nn :) !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam !!!! czekam n Jakieś akcje xd co tak sie ten justin czai

    OdpowiedzUsuń
  10. O jezu co tu sie dzieje , hahah xd
    Po co Justinowi te majtki , lol xd
    Czekam na nn <3
    @scute4

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, oni są słodcy♥ Justin jaki jest słodki dla niej! Świetne tłumaczenie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Omg ciekawe o co chodzi z tymi majtkami hahahahaha czeeeekam na następny!! <3

    OdpowiedzUsuń
  13. super rozdział :) wg ciekawe po co mu te różowe majtki? wątpię żeby był sentymentalny xd
    do następnego skarbie xx ubustawiam twoje tłumaczenie <3

    OdpowiedzUsuń
  14. czy przypadkiem to opowiadanie nie jest już tłumaczone tutaj: http://tlumaczenie-trust-me.blogspot.com/ :) hmm

    OdpowiedzUsuń
  15. swietne, czekam nn ILY

    OdpowiedzUsuń
  16. Zaczęłam to dzisiaj czytać ,aww kocham to <3 to jest całkiem inne opowiadania od tych co zazwyczaj czytałam :) czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham to opowiadanie i Twoje tłumaczenie. Zakończyło sie trochę zagadkowo, więc nie mogę sie doczekać nn. Dziękuję, że tłumaczysz. <3 Do następnego. ;3 @69_danger

    OdpowiedzUsuń
  18. Jezu , swietne.. czekam na nn ;))

    OdpowiedzUsuń
  19. Kocham to opowiadanie <3 Jesteś świetną tłumaczkę i ciesze się że przejęłaś to tłumaczenie :) Kochamy Cię czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  20. Boskie dziękuję że tłumaczysz <3

    OdpowiedzUsuń
  21. To jest mega *__*

    OdpowiedzUsuń
  22. Już się nie mogę doczekać kiedy pomiędzy nimi będzie się coś dziać :D

    OdpowiedzUsuń
  23. To jest niesamowite !

    OdpowiedzUsuń
  24. Już nie mg doczekać się następnego <3 Dziękuje

    OdpowiedzUsuń
  25. To jest takie othngvingviqre *o*

    OdpowiedzUsuń
  26. YEAH czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  27. OMG. Wchodzę sobie na tego bloga, chcąc przeczytać kilka pierwszych rozdziałów, myśląc, że dalej nikt nie tłumaczy tego opowiadania i przeżyłam szok! Jest to jeden z moich ulubionych opowiadań i bardzo się ucieszę, że ktoś jednak podjął się kontynuować to tłumaczenie. Powiem Ci jedno... Jesteś wielka dziewczyno i dziękuję Ci, że go tłumaczysz. Życzę więcej czasu i chęci na tłumaczenie. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. swietnie tlumaczysz bby kocham to ff!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!11!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  29. Boże, czy ja przypadkiem umarłam, kiedy przeczytałam końcówkę?
    Chyba tak.

    OdpowiedzUsuń
  30. suuper !! :* tłumacz następny . To opowiadanie jest świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Opowiadanie,
    tłumaczenie, wszystko jest boskie! kocham to, nieco inne od wszystkiego
    i bardzo mi sie to podoba, bardzo dobrze, że rozdziały już są normalnie
    bo naprawdę jest co czytać i aż chce się więcej :) mam nadzieje, że
    szybko pojawi sie nn, codziennie sprawdzam, uwielbiam i czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  32. Najlepsze. <3 masz talent! co do rozdziału to jest naprawdę bardzo fajny, przeciwieństwa się przyciągają. ♥
    czekam z niecierpliwością na dalszą część. :) miłego pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Czekam na next
    Super to jest ;)
    Informowałabys mnie ??
    @Swaggirlnumber1

    OdpowiedzUsuń