wtorek, 30 kwietnia 2013

4. "But bud-light doesn't come in many diffrent colors"



            Stałam pod prysznicem, pozwalając gorącej wodzie spływać po moich plecach. Miałam na nich kilka zadrapań, które zrobiłam sobie, kiedy omal nie straciłam życia, gdy spadłam ze wzgórza, pełnego kamieni, podczas wędrówki.

Mówiłam, że jestem niezdarna.

Przez to nie spałam za dużo w nocy, przerzucałam się ciągle z boku na bok, myśląc o liście. Kiedy każdy zbierała wodę, usiadłam na pniu drzewa, na którym nadal znajdowało się kilka gałęzi. Pomyślałam, że będę mogła odpocząć przez kilka minut. Niestety kłoda nie wytrzymała mojej wagi i ujawniła, że znajdowała się na cholernej górce.

Nie martwcie się, może to było pięć metrów dół.

Och, i zgadnijcie kto spotkał się z cudownym krzakiem róży, który znajdował się na końcu drogi? Krew sączyła się z mojego zranionego ciała, jeżeli nie wierzysz, zrób jej test DNA. Zobaczysz, że idealnie pasuje do mojego. 

Chociaż wyglądało na to, że bawiło to innych ludzi.

Zadzwonił dzwonek, sygnalizujący czas na prysznic. Gdy weszłam na matę, znajdującą się pod natryskiem, zmarszczyłam brwi, czując zimną wodę. Mieliśmy dziesięć minut na umycie się, niezależnie od tego, czy wyrobimy się czy nie. Miałam pięć minut więcej na wzięcie prysznicu, niż w domu. Skorzystałam z dodatkowego czasu pod natryskiem i okazało się, że podobało mi się stanie pod nim. I wiedziałam, że jakby mata nie była zimna, położyłabym się na niej.

Może po prostu czułam się tak z powodu zmęczenia i energii, której nie miałam w sobie.

Przerwa przyszła szybko, a ja byłam bardziej podekscytowana, niż kiedykolwiek. Zrobiłam wszystko, co mogłam ze zadrapaniami i siniakami na plecach. Udało mi się wziąć w garść i zebrać w sobie, a kiedy zaczęła się przerwa, miałam ochotę paść na ziemię i zacząć ją całować.

Było gorąco na zewnątrz, oczywiście, słony pot palił moje rany. Każdy miał jechać nad ogromne jezioro, które znajdowało się na południu obozu. Szłam z Ally, która miała na sobie dosyć skąpe bikini. Naprawdę chciałam popływać, ale pomyślałam, że będzie najlepiej, jeżeli tego nie zrobię. Po pierwsze: nie mam zbyt płaskiego brzucha, po drugie: woda nie wygląda na najczystszą, więc kto wie, jak to wpłynie na moje plecy, po trzecie: miałam strój kąpielowy, ale nie założyłabym go na siebie. Był to stary strój mojej mamy, który już na nią nie pasował. Był jednoczęściowy. Z mojej bardzo ograniczonej garderoby, byłoby to ostatnie ubranie, które chwyciłabym, uciekając z palącego się domu.

- Jestem tak podekscytowana! – powiedziała Ally, niewiele przyśpieszyłam, żeby dorównać jej kroku i uśmiechnęłam się lekko do niej. Rozszerzyły mi się, widząc, że jej piersi prawie wypadały ze stanika.

- Ally! – zawołałam i stanęłam przed nią, poprawiając jej górę od stroju. Zachichotała, pozwalając lekkiemu rumieńcowi oblać jej twarz.

- Ups!

Przewróciłam oczami, kontynuując schodzenie z góry i skrzywiłam się, przypominając sobie o moim wypadku.

- Nie jesteś zabawna! – jęknęła Ally, wbijając delikatnie palec w moje ramię. – Dlaczego idziesz w tym?

Spojrzałam w dół na moje dżinsy i biały t-shirt. Dżinsy: moje. Możecie mówić, że są szerokie i paskudnie poszerzone na końcach nogawek. T-shirt: Ally. Pożyczyła mi go. Był na mnie lekko przyciasny, mimo to, powiedziała mi, że wyglądam całkiem dobrze, jak na mnie, przez co chodziłam z daleko wysuniętą piersią.

Niemal widziałam moich rodziców, krzywiących się z dezaprobaty.

Nagle, Ally zaczęła biegnąć. Spojrzałam w górę, aby zobaczyć jezioro. Ludzie skakali do niego z wysokich skał, kołysali się na dużych linach, zawieszonych na gałęziach drzew, ale większość z nich po prostu była w wodzie.

Myślę, że dobrze wybrałam, postanawiając się nie kąpać.

- Chodź Joey! – krzyknęła Ally, skacząc w wodzie. Prawie każdy facet się na nią patrzył.

Uśmiechnęłam się, machając jej.

- Nie, wszystko okej. Zostanę tu.

Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.

- Jak chcesz! – powiedziała, zanim starszy chłopak, chwycił ją od tyłu, przyciągając ją do siebie. Był jednym z tych facetów, którzy wpatrywali się w jej dekolt na początku tygodnia.

Peeeeeeeeedofil. Zaśpiewałam w mojej głowie.

Bawiłam się diamentami, znajdującymi się na moim krzyżyku, który wisiał w okolicach moich piersi. Dostałam go na Boże narodzenie, ubiegłego roku, od mojego ukochanego wujka Toma i mimo, że byłam mu niesamowicie wdzięczna, coś sprawiało, że chciałam sobie wyrwać włosy. Uważam, że to irytujące, jak moja rodzina nieustannie mi przypomina, abym pozostała wierna swojej religii. Uch, ale ironia, córkę kapłana zaczyna irytować jej religia. Tak, to prawda, kapłana.

Spojrzałam znad mojego naszyjnika, wciąż widząc dzieciaki w wodzie. Rozglądając się, zauważyłam, że w pobliżu nie było ani jednego opiekuna. Hmm, to miało sens. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, jak to jest. Hej, nie obwiniaj mnie. Jestem piętnastoletnią dziewczynę, która ma małe doświadczenie, och, przepraszam, która nie ma doświadczenia. Szczerze powiedziawszy, chciałabym z kimś… Nie, nie. Nie mogę wykazać nieposłuszeństwa wobec zasad wyznaczonych przez moich rodziców (co wydawało się być niepotrzebne z kilku powodów) ale uch, nie wiem, byłam po prostu ciekawa. Byłam zainteresowana udziałem w edukacji seksualnej podczas pierwszego roku college’u. Każdy za pozwoleniem rodziców, mógł brać w nich udział. Co było śmieszne, biorąc pod uwagę fakt, że większość ludzi straciło dziewictwo w liceum. Ale gdy poszłam do domu, wręczając rodzicom świstek do podpisania, abym mogła brać w nich udział, patrzyłam z rozczarowaniem, jak umieszczają go w niszczarce.

- Jak oni śmią namawiać do tego moje dziecko? – krzyczała moja mama, pokazując papier mojemu tacie. – Jim, nie chcę żeby ona o tym wiedziała! – mój tata przeczytał arkusz, a gniew rósł z każdym słowem.

Moi rodzice wyraźnie tego nie rozumieli. Dzieciaki o tym gadały. W dużych grupach też. Gdybym nie mogła nauczać się tego w klasie, nauczyłabym się od moich rówieśników.

Siedziałam w klasie, powtarzając problem matematyczny w kółko w mojej głowie. Byłam w zaawansowanej grupie z matematyki, co oznaczało, że byłam zmuszona do nauki materiału ze starszymi dzieciakami. Rozglądając się wokół, zauważyłam, że nikt nie wykonuje swojej pracy, tylko ja. Nie zdziwiło mnie to.

-… przeleciałeś ją? – ktoś szepnął za mną. Moje serce z niewiadomego powodu przyśpieszyło. Siedziałam w środkowym rzędzie z samego tyłu, gdzie grupa chłopaków, przytulała się do siebie, szepcząc między sobą. Chciałam się ruszyć, ale wtedy zauważyliby, że czułam się niekomfortowo. I ja siedziałam na moim miejscu, więc tymi, co powinni stąd pójść, byli oni.

- Więcej niż jeden raz! Maria jest taka kurwa dobra, przysięgam, koleś. – Maria była dziewczyną ze starszej klasy, która była znana z zadawania się z wieloma chłopakami. Raz z nią rozmawiałam, kiedy przypadkowo wpadłyśmy na siebie w kawiarni. Była zaskakująco miła, ale wiedziałam, ze muszę ją omijać szerokim łukiem. Jeśli moi rodzice dowiedzieliby się, że obcuję z dziewczyną, która nie była dziewicą, zostałabym pochowana w krótkim czasie. – A jak ona połyka! – zawołał. Zmarszczyłam brwi. Byłam zdezorientowana.

Połyka co?

Grupa chłopaków zachichotała i przybiła piątki chłopakowi, który opowiadał. Byłam zdziwiona po opuszczeniu klasy tamtego dnia. Nie zamierzałam ich o to oczywiście zapytać. Skończyło się to tak, że udałam się do mojej najlepszej przyjaciółki – Sophie, która powiedziała mi, o co chodzi. Dowiedziała się o tym bardzo dawno temu od swojej starszej siostry. Brzmiało to obrzydliwie, ale wydawało się, że wiele facetów przez to docenia i chwali Marię.

- Ups, przepraszam. – Ktoś powiedział, wpadając na mnie. Chłodny płyn zetknął się z moimi plecami i nagle poczułam, jak okropnie pieką mnie rany.

Zerwałam się na równe nogi, próbując odkleić koszulkę od moich pleców.

- Och, za… - I nagle zatrzymałam się, widząc, kto to był.

Justin.

- Cholera, wszystko w porządku? – zapytał. Spojrzałam na jego ręce, widząc, że trzymał w nich plastikowy kubek po piwie. Przytaknęłam, biorąc głęboki oddech. Wygląda na to, że ze zadrapaniami i siniakami jest gorzej, niż myślałam.

Mimo to uśmiechnęłam się i skinęłam głową.

- Czuję się dobrze. – Powiedziałam, starając się nie zaskomlić bólu. Nie wiedziałam, że alkohol w zetknięciu z moimi ranami może wywołać taką reakcję.

- Jesteś pewna? – zapytał, przykładając swoją rękę do mojego ramienia i obracając mnie dookoła mojej osi. Mój żołądek podskoczył do góry, chociaż jego dotyk był mały. Słyszałam, jak zaklną pod nosem, widząc moje plecy.

- Wszystko okej. – Powiedziałam, próbując go uspokoić. – Nie przejmuj się, to tylko koszulka.

Zaśmiał się gorzko.

- Tak, koszulka zabarwiona krwią. – Odwróciłam się twarzą do niego.

- Co?! – prawie krzyknęłam. Jeżeli istniała jakaś rzecz, którą bardziej nienawidziłam, niż religię, była to krew. Mogłam zemdleć, widząc krew na filmach i wiedząc, że jest ona sztuczna, ale prawdziwa krew? Włosy zjeżyły mi się na szyi. Raz, gdy byłam w trzeciej klasie, jakiś dzieciak wywrócił się. Miał całe kolana w krwi. Do tej pory to pamiętam. Wygląd, zapach, a nawet metaliczny smak w moich ustach. – Na pewno? – zapytałam w panice.

- Jeżeli ten napój  jest potajemnie czerwony to nie krwawisz. Ale napoje nie są w wielu odcieniach czerwieni. – Rozszerzyłam oczy. Czułam, jak ciepła krew spływa po moich plecach. To było tak obrzydliwe i wtedy przypomniało mi się, że to koszulka Ally. – Chodź, zaprowadzę cię do pielęgniarki.

Justin rzucił resztkę piwa, gdzieś w krzaki, nie pozwalając napojowi rozlać się na drodze. Owinął swoją wielką dłoń, wokół mojego nadgarstka, przez co stanęłam w osłupieniu.

Zawsze chciałam być jedną z tych ludzi z filmów, którzy obronią się, gdy są w niebezpieczeństwie. Wiesz? Ci, którzy walcząc aż do śmierci, gdy ktoś ich zaatakuje albo tym, któremu, któremu wstrząśniętemu i przerażonemu, udaje się uciec. Ale byłam Joanną Grey i nie znajdowałam się w żadnym filmie. Byłam chudą osobą, którą bez problemu można zaatakować, zgwałcić i zabić.

Nie stój tak, idiotko! Moja twarz poruszała się perfekcyjne, ale nogi nadal stały w tym samym miejscu.

Justin spojrzał na mnie, kiedy chciałam się ruszyć.

- Chodź, to tylko pielęgniarka. – Uśmiechnął się lekko.

To nie tylko pielęgniarka. Jestem onieśmielona. To ty.

Pociągnął mnie, zmuszając moje nogi, aby się poruszyły. Nie mogłam sobie niczego przypomnieć. I nie wiedziałam, czy powiedział coś jeszcze do mnie, a nawet nie wiedziałam w jakim tempie szliśmy. Byłam oszołomiona. W pewnym momencie zauważyłam, że stoję przed pielęgniarką.

- Co się stało? – zapytała, patrząc na moją zabarwioną koszulkę. Spojrzałam na Justina, który miał całkowicie spokojny wyraz twarzy. On i ja wiedzieliśmy, że to przez alkohol, ale nie wolno był nam tego powiedzieć. Znaczy, byłam zmartwiona, że niechcący oskarżę go o picie alkoholu. Wydawało się, że on wszystko zaplanował.

- Jakiś dzieciak wylał na nią napój gazowany. – Powiedział, przewracając oczami. Pielęgniarka się zaciągnęła się powietrzem, podchodząc bliżej i instynktownie się cofnęła.

- Czy to piwo? – zapytała. Justin zmarszczył brwi, jakby był zdezorientowany.

- Cholerny Josh. – Mruknął, potrząsając głową.

Josh?

- Kto? – zapytała, wyglądając na zainteresowaną.

Justin podszedł bliżej, spoglądając na mnie. Zbliżył się do jej ucha, jakby chciał jej coś powiedzieć w tajemnicy.

- Nie słyszałaś tego ode mnie, ale Jose McCormick. Ostrzegałem go, że wpadnie w kłopoty, ale… - wzruszył ramionami, wkładając ręce do kieszeni – on nie słucha.

Skinęła głową, wyraźnie próbując zapamiętać imię i nazwisko.

- Cóż, zaraz wracam, idę po nową koszulkę i bandaż. Wy dwoje, zostańcie tu. – Powiedziała podejrzliwie, unosząc brew i wyszła.

Kiedy znalazła się na zewnątrz, oboje na siebie spojrzeliśmy.

- Jose McCormick? – zapytałam. – Brązowe włosy i głęboki głos?

Przytaknął, odchylając się do tyłu na krześle.

- Nigdy za sobą nie przepadaliśmy.

Skinęłam głową, nie chcąc naciskać. To było oczywiste, że to nie moja sprawa, chociaż byłam strasznie ciekawa.

- Więc, dlaczego nie pływałaś? – zapytał, przez co skierowałam swój wzrok na podłogę. Nie chciałam mieć z ni kontaktu wzrokowego. Wzruszyłam ramionami, patrząc na zmarszczki na moich dłoniach.

- Mogłabym ci zadać to samo pytanie. – Odpowiedziałam, z uśmiechem na twarzy. Niby to nie było nic szczególnego, ale poczułam podekscytowanie. Niby to nie było sexy, ani zbyt pewne siebie, ale ja rzeczywiście powiedziałam coś do niego, jakby mnie nie onieśmielał.

Zaśmiał się, wzruszając ramionami.

- Nie mam żadnych kąpielówek.

Mamy tak wiele wspólnego!

Otrzepałam się z mojego dziewczęcego momentu podniecenia i skinęłam głową.

- Tak samo, jak ja. – Powiedziałam, a on posłał mi dziwne spojrzenie. – To znaczy mam kostium kąpielowy, ale nie mam bikini, a nie mogę pływać w bieliźnie, jak robią to chłopacy… Ja… - zamknęłam się, zanim zrobiłam z siebie większego głupka. – Nieważne.

Weszła pielęgniarka, na co natychmiast wstaliśmy i zwróciła się do mnie:

- Chodź kochanie, ściągniemy twoją koszulkę.

Spojrzałam na Justina, widząc, jak unosi brwi, kiedy ona to powiedziała.

Co to znaczy?! On wyjdzie na zewnątrz?

Szłam za pielęgniarką, kiedy ona położyła delikatnie rękę na moich plecach, prowadząc mnie do łóżka. Odwracając się w stronę Justina, wskazała na niego palcem, każąc mu wyjść.

- Możesz iść, Justin. Dzięki, że ją tutaj przyprowadziłeś – powiedziała ze szczerością w głosie. Spojrzałam przez ramię, widząc, jak zaczął iść w stronę drzwi.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie, a następnie do mnie pomachał z uśmiechem na twarzy.

- Pa Joanna.

Również się do niego uśmiechnęłam, patrząc, jak wychodzi.

Wtedy moje serce przyśpieszyło.

Pamiętał moje imię.




            Piątek, ostatni dzień który spędzałam z Megan. Czas minął bardzo szybko, zawsze mija, kiedy przyzwoicie go spędzasz. Dogadywałyśmy się łudząco dobrze, biorąc pod uwagę to, jakimi byłyśmy przeciwieństwami. Była taką kochaną dziewczyną, na którą chłopcy zwracają uwagę, kiedy idzie, a ja… No cóż… Też byłam tutaj. Megan była również pewna siebie. Nie myl arogancji z pewnością siebie, bo uwierz mi, że jest różnica. Nie obchodziło ją, jeżeli jej włosy nie były perfekcyjnie ułożone i wydawało się, że dobrze to na nią wpływało. Skłamałabym, jeżeli bym powiedziała, że nie jestem w żadnym stopniu o nią zazdrosna.

Nie rozmawiałam z Justinem ponownie (nie licząc dwóch przypadkowych zamian zdań) i wydawało mi się, że to było cholernie dobre. Nie czułam się zażenowana lub przegrana, przez to, jaka naprawdę byłam. Cieszę się, że to minęło.

Wracając do piątku. To miał być nasz ostatni dzień w takich parach, więc spędziliśmy go na relaksowaniu się. Skończyłyśmy naszą listę zadań już trzeciego dnia.

Szłam na śniadanie już piąty raz w tym tygodniu. Każdego dnia spędzałam czas z Ally i Megan, ignorowałam Candice i jej klona i kończyłam go fantazjując o odblokowaniu mojej osobowości, bycia sobą przy innych i pozwoleniu sobie życiem pełnią życia. Hej, to był powód dlaczego nazwałam to fantazjowaniem, tak?

Oczywiście, nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. I mogę się założyć, że te słowa były skierowana specjalnie do mnie.

Moje oczy powoli się otworzyły i zwróciły w stronę promieni słońca, przez co wydawało mi się, że jestem niewidoma. Pocierając je, podniosłam się i podparłam na łokciach, rozglądając się po otoczeniu. Kosmetyki Ally były rozrzucone po dywanie. Moje oczy zwróciły się do kredensu, gdzie umieściła swoją torbę zeszłej nocy. Jej jasna kosmetyczka leżała na boku, a z niej wystawało kilka rzeczy.

Super, przewróciła się.

Westchnęłam, pochylając się nad łóżkiem, by chwycić w dłoń wszystkie kosmetyki. Zbyt wiele produktów, których nazw nie umiałam wymienić, tusz do rzęs, eyeliner oraz przenośne lustro. Chwyciłam zwierciadło, które było szeroko otwarte i spojrzałam na swoją twarz. Przyglądnęłam się swojej nudnej twarzy.

Moje serce prawie się zatrzymało, kiedy zobaczyłam swoje odbicie.

- O Boże! – popatrzyłam na siebie, zamykając usta, aby uzyskać lepszy widok na moją skórę. – O nie… - Ally przesunęła się w łóżku i jęknęła patrząc na mnie. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, a i tak wyglądała niesamowicie przyzwoicie… Niestety.

- Co się stało? – zapytała.

- Mam pryszcza! – krzyknęłam, patrząc na swoje odbicie. Rudowłosa dziewczyna, która nazwała mnie ładną, spała w łóżku nade mną i szybko podniosła się, prawie uderzając w sufit i warknęła coś do mnie. Było jeszcze dość wcześnie i mogłam powiedzieć, że raczej żałowała wyboru pryczy nade mną.

Myślę, że to znaczyło, żebym była cicho.

Ally wywróciła oczami i znowu opadała na poduszkę.

- I co z tego? – zapytała ciszej. – To tylko pryszcz.

Spojrzałam na nią, przerażając się ją wypowiedzią.

- Tylko pryszcz? Tylko pryszcz?! Ally to nie jest tylko pryszcz! To zajmuje cały mój podbródek. Nie mogłabym tego przykryć dłonią, nawet gdybym chciała! – zawołałam, uważając, aby tego nie dotknąć. Czytałam w jednym z magazynów dla nastolatek (należał do mojej kuzynki – Jackie), że nigdy nie należy przykładać swoich tłustych rąk do twarzy, bo to powoduje pryszcze.

Prychnęła w poduszkę.

- Co nigdy nie miałaś pryszcza? – spytała, przewracając się na bok, aby móc na mnie patrzeć.

- Nic w porównaniu do tego. – Powiedziałam, patrząc na nią. Ally wstała, zabierając mi lustro. – Hej!

- Przebij go. – Powiedziała, opierając się na moim stoliku nocnym.

Spojrzałam na nią z niesmakiem, posyłając przerażone spojrzenie.

- Nie, jeszcze zostanie mi blizna!

Westchnęła, krzyżując ramiona na swojej piersi.

- No to co chcesz zrobić? – spytała, patrząc w dół. Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, jak leczyć trądzik. Miałam przy sobie tylko mydło do twarzy. Nie wydaje mi się, żeby ono coś naprawiło. Używałam go dwa razy dziennie, a miałam to coś na twarzy. Nagle na jej twarzy pojawiła się dziwna mina, pochyliła się i chwyciła w dłoń korektor do twarzy.

- Nie wolno mi nosić makijażu! – zaprotestowałam, kiedy pociągnęła mnie w stronę łazienki.

- A ja mam to w dupie? Twoich rodziców tu nie ma, Joey. Zrelaksuj się. – Kopnęła w drzwi do WC, a ja podążyłam za nią.

- Dobrze. – Powiedziałam, zgadzając się. Jeżeli mam być szczera to naprawdę mnie nie obchodzi, czy moi rodzice pozwalają mi nosić makijaż, czy nie. Ale czułam się beznadziejne, kiedy łamałam ich zasady bez najmniejszego sprzeciwu. – Ale umyj swoje ręce.

Ally zrobiła to, co jej powiedziałam (oczywiście nie bez wywracania najpierw oczu) i zaczęła nakładać mi korektor na brodę, upewniając się, żeby nie dotknąć żadnych problemowych obszarów na mojej twarzy. Wyrzuciła gąbkę do kosza i wyprostowała się, otrzepując ręce.

- Gotowe! – powiedziałam. Odwróciłam się w stronę lustra, bojąc się wyniku jej pracy. Moje oczy praktycznie zaświeciły się, kiedy zobaczyłam, że brzydki pryszcz na mojej twarzy jest prawie niewidoczny. Wstałam z siedzenia i przytuliłam ją.

- Dziękuję, Ally! – również mnie przytuliła.

- Nic wielkiego. – Powiedziała, odsuwając się ode mnie z uśmiechem na twarzy. Chwyciła korektor i umieściła go w mojej ręce. – Weź go, może ci się zmyć w ciągu dnia.

- Miejmy nadzieję, że nie.




            Siedząc na pniu, żułam selera, który był wypełniony masłem orzechowym. Megan i jej przyjaciółka Erika, siedziały po mojej prawej stronie, a Ally po lewej. Dni mijały wolno i nieciekawie. Kościół był… no… jak kościół. Piesze wycieczki były równie nieszczęśliwie jak zawsze (na moje rany brałam Neosporin, który nie pomagał). Lunch nie był jakoś specjalny. Jedynie mieszanina wieków, była jakoś ekscytująca, ponieważ czekałam na przydzielenie nowego partnera. Justin nie przychodził na lekcje studiowania Biblii, więc… nic nie było za bardzo dla mnie ekscytujące. Do tego musieliśmy jeść głupie sałatki, bo podobno opóźniał się transport świeżej żywności.

A teraz byłam tu. Na ognisku. Jadłam selera, siedząc w jednym z miliona rzędów. Nie mogłam nawet zobaczyć Katie, która mówiła teraz, abyśmy przestrzegali zasad.

Jeżeli mam być szczera, miałam dość słuchania o zasadach. Już miałam jedną głupią listę, pełną rzeczy, których nie mogłam robić, wykonaną oczywiście przez mojego ojca. Nie wiem dlaczego on o to dbał. Wydawał się być inny, niż moja matka. Naprawdę go nie obchodziło, co się stanie z moją matką i jej dzieckiem, więc czemu przejmował się tak mną?

Moje oczy powędrowały w lewo, a mój wzrok zatrzymał się na nagle, gdy zauważyłam głowę pełną blond włosów. Twarz Candice świeciła się od ogniska, jakby próbowała zwrócić na siebie uwagę. Powoli. Moje oczy zjechały na jej kolana, gdy zauważyłam, że ma więcej niż jedną parę rąk na nich. Dopiero po chwili zobaczyłam do kogo one należą. Do Justina.

Jego oczy skupiały się na jej ustach i wyglądał, jakby szeptał coś do jej ucha. Delikatnie poruszał dłonią w okolicach jej krocza. Wyglądał poważnie, jakby był jakimś profesjonalistą.

Zazdrość ogarnęła mnie z niesamowitą siłą. Nigdy wcześniej nie znałam tego uczucia, albo było dla mnie trudne do rozpoznania. Widziałam ten bolesny wyraz twarzy mojej matki, tuż przed wyjazdem na obóz, jak mój ojciec rozmawiał z jaką kobietą w czarnych włosach. Candice przy okazji miała z nim jakiś kontakt fizyczny, czy to było jakieś lekkie klepnięcie w ramię, czy przejechanie dłonią po udzie. Moja mama była zazdrosna i teraz wiem, jak beznadziejnie się czuła. Plus jest w ciąży, przez co musiały w niej szaleć emocje. Nienawidziłam za to mojego ojca. Był atrakcyjny i wyraźnie z tego korzystał.

Ale moja sytuacja była bardziej zawiła. Mama i tata byli małżeństwem, byli sobie wierni, a ja i Justin jesteśmy jedynie znajomymi. Ja nie należę do niego, a on nie należy do mnie. Nie można być zazdrosnym o coś, co nigdy nie było twoje, prawda?

Pokręciłam swój wzrok, kierując mój wzrok przed siebie. Może Megan miała rację, Był podrywaczem i nie powinnam się próbować do niego przekonać.

Nie myśl o tym, nie powinno Cię to nawet obchodzić!

Odetchnęłam głęboko, uznając, że coraz trudniej mi myśleć o czymś innym. Starałam się uspokoić. Szczenięta, pogoda, rodzice, szkoła… Nic nie mogło przykuć mojej uwagi. Byłam zbyt skupiona na tej jednej małej rzeczy.

Co jest z tobą? Masz piętnaście lat i półtorej miesiąca. Jesteś praktyczni jeszcze dzieckiem, kiedy twój obiekt westchnień jest… mężczyzną. Nie nosisz makijażu, twój rozmiar piersi to pewnie połowa rozmiaru Candice i nie wiedziałaś do tego roku, co to seks oralny.

Potarłam nerwowo moje ręce, widząc, że nagle wszyscy wstali. Czas do łóżka. Wstałam, nie zadając sobie trudu, aby sprawdzić, gdzie jest Ally. Chciałam tylko iść spać i doczekać następnego dnia.

Kroczyłam w tłumie ludzi i byłam popychana co jakiś czas, byłam coraz bliżej mojego domku. Spojrzałam przed siebie, widząc, że ludzie rozchodzą się w różnych kierunkach. To było prawie, jak niezorganizowany ruch na autostradzie.

Niebezpiecznie.

Dlaczego coś takiego małego zniszczyło mi cały dzień?

Spojrzałam znad moich rzęs na Candice, która szła w moim kierunku z Justinem. Jej oczy były zamknięte, a ona się uśmiechała.

- Ładny pryszcz, Joanna. – Powiedziała, wymawiając wreszcie poprawnie moje imię. Moje oczy się rozszerzyły, gdy moje palce, potarły moją brodę. Zapomniałam o użyciu korektora.

Miałam czerwoną twarz, jak u diabła, a z uszu leciała mi prawie para. Emocje rosły.

Nie obchodziło mnie, czy mnie usłyszy, czy nie. Przez zaciśniętą szczękę, słowa prześliznęły się przez moje usta.

- Pieprzona suka!






Znowu nie sprawdziłam, znowu się spóźniłam. Nie miałam dostępu do komputera, a babcia znowu wylądowała w szpitalu. Musicie zrozumieć. Jutro na pewno będzie nowy. Kocham was.

@alohacher / ask.fm/alohacher 

fajnie by było widzieć 30 komentarzy pod tym rozdziałem:) 

piątek, 26 kwietnia 2013

3. "Freash meat"



            Naciągnęłam rękaw mojej bluzy na dłoń i podnosząc ją do góry, przeciągnęłam w poprzek mojego czoła, ścierając pot. Chociaż to żałosne, że pociłam się podczas tak zwanej „małej wędrówki”, nie pokazywałam wstydu. Westchnęłam, siadając na pniu. Patrzyłam, jak niektóre dzieciaki z obozu, były pochylone nad potokiem i nabierały pitną wodę do specjalnie przygotowanych butelek. Wszyscy dostaliśmy je (co było tak przydatne w poniedziałek!) zanim zaczęliśmy wędrówkę tu. Patrzyłam, jak każdy wypełniał swoją butelkę i czekał  aż wszystkie krople wody się ustabilizuje, co oznaczało, że jest czysta. Osoba z głowę pełną ciemnych włosów, jak moje, które znajdowały się na parze szerokich ramion, stanęła na przeciwko mnie. Odwrócił swój wzroku, który natychmiast został umieszczony w innym miejscu, dopóki nie zauważyłam… Że wyglądał znajomo.



- Jesteś Joanna Grey, tak? – spojrzałam w górę. Widocznie też go skądś znam. Skinęłam głową. Miał może szesnaście czy tam siedemnaście lat. Nieśmiała-ja skurczyłam się do mikroskopowych rozmiarów, gdy patrzyłam na niego.



Czy tu każdy jest atrakcyjny prócz mnie?



- Och, tak. Moja przyjaciółka – Candice, powiedziała mi, że wasi rodzice są dobrymi przyjaciółmi. – To przykuło moją uwagę. Spojrzałam na niego, zastanawiając się nad tym wszystkim. Chwila. Przez chwilę nawet myślałam, że Candice wygląda znajomo, ale to była nieprawda. Nigdy w moim życiu nie widziałam tej dziewczyny, dopóki ona i jej przemądrzała przyjaciółka, nie śmiały się ze mnie.



Uniosłam brwi, prawie pewna, że nie będę w stanie z nim porozmawiać. Chyba znalazłam moją największą słabość: chłopcy. Ale możesz się nauczyć czego nowego każdego dnia, prawda?



- Jestem Spencer. – Powiedział, wyciągając dłoń w moim kierunku. Spojrzałam na jego rękę i od razu rozpoznałam, że jest to ta sama, która nawoływała zabójcę-ego, pierwszego dnia obozu.



To jeden z przyjaciół Justina.



Podałam mu grzecznie rękę, myśląc o jego niereligijnym imieniu.



- Wiem, okej? Nie narzekam. – Spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy już nie zaczął się mną nudzić i rozmawiać z kimś innym, ale… Nie. Spojrzał na mnie.



Wtedy zdałam sobie sprawę… Powiedziałam to głośno.



- Och, przepraszam! Nie miałam tego na myśli. – Zaprzeczyłam głupio. No po prostu super. Czy nie mogę zrobić dobrego wrażenia na atrakcyjnych osobach? – Nie chciałam być chamska. – Powiedziałam cichym głosem.



Uśmiechnął się, ukazując urocze dołeczku w obu policzkach.



- Okej, wszystko dobrze. – Wstał, otrzepując się z brudu, co uświadomiło mi, że prawie każdy jest już gotowy do kontynuowania wędrówki.



Chciałabym powiedzieć, że potem rzucił w moim kierunku jakiś bezczelny komentarz, mrugnął do mnie, bądź zawołał Justina. Po prostu coś zrobił, ale poszedł do kolegów, a po chwili kontynuował wędrówkę sam. To nie było ani ciekawe, ani zabawne, po tym fakcie nadal ciągnął się nudy, normalny, ponury dzień.



I zastanawiałam się: jeżeli okoliczności byłyby inne, czy byłabym gotowa podjąć ryzyko, aby moje dni nie wyglądały w ten sposób?





Mieszanie wieków. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych pór dnia, licząc przerwy oczywiście. Megan i ja byłyśmy zdecydowanie inne, ale natychmiast się dogadałyśmy. To już był czwarty dzień obozu, czyli środa (jeżeli liczmy niedzielę) i do tej pory było dobrze (w pewnym sensie).



- Nienawidzę deszczu. – Megan jęknęła, patrząc z utęsknienie za okno. Uśmiechnęłam się, patrząc na zgrzewkę puszek z napojami, które zostały nam przydzielone (miałyśmy iść zamiatać ulice) jednak okazało się, że nie wolno nam wychodzić, ponieważ lał deszcz. Jaka szkoda… Kogo ja oszukuję? To był dla mnie plus,



- Uważam, że jest tu bardzo przytulnie – skomentowałam, na co ona wywróciła oczami.



Siedziałyśmy w stołówce z resztą obozowiczów, patrząc na parę kompletnych nieudaczników. Co drugi dzieciak siedział siedział z tym, kim chciał, niczym się nie przejmując. Oczywiście ja tak nie mogłam. Czułam ogromne poczucie winy, ale poddałam się presji Megan i nie robiłam tego, co mi kazano. Jednak chciałam zmniejszyć poczucie winy, ale jak? Robiąc to, co wcześniej nam zalecono.



- Fuj. – Usłyszałam, jak Megan mówi tak na coś, a raczej na kogoś. Jednak zrobiła to tak dyskretnie, że nie wiedziałam o kogo chodzi.



- Co? – zapytałam ją, patrząc znad mojej torebki. Patrzyła przez moje ramię, z zniesmaczoną miną. Naśladując jej wzrok, spojrzałam na nikogo innego, jak cudowną Candice Wood (kto mógłby przegapić tę głowę pełną blond włosów?). Nauczyłam się jej nazwiska, przez to, że każdy coś o niej zeprzał. Była taka popularna i absolutnie piękna… Niestety.



Chichotała, opierając się o stół podczas rozmowy z jakimś chłopcem. Zmrużyłam oczy, próbując polepszyć ostrość mojego wzroku.



Spencer!



- Hej, to jest…



- Spencer Brown. – Powiedziała Megan, głosem pełnym jadu. – Znam go, chodziłam z tym dupkiem. – Spojrzała po raz kolejny przez ramię, widząc, jak Spencer poprawia swoją czapkę na głowie i wzrusza ramionami, uśmiechając się do Candice.



Megan zaczęła kręcić jeden ze swoich loków ze złością, kiedy spojrzała ponownie na nich.



- Wiesz kim jest ta dzie…



- Candice Wood. – przerwała mi ponownie. Zacisnęłam zęby z irytacji. Nigdy nie dokończę zdania, co nie? – Chodzą do mojej szkoły. – Moje oczy rozszerzyły się z zainteresowaniem.



To prawdopodobnie znaczyło, że Justin też tam chodził!



Zanim zdążyłam ją o to zapytać, w myślach walnęłam głową w stół. Miałam obsesję na punkcie chłopaka, który zaledwie na mnie spojrzał i to wszystko z powodu jego wyglądu. Nie wiedziałam o nim nic, (prócz imienia, wieku i… jego ulubionego deseru!) a moje zauroczenie do niego nadal się rozwija. No nie… Nie byłam w nim dokładnie zauroczona. Po prostu zauważałam go częściej, niż innych ludzi. Ale mimo wszystko, jestem pewna, że uniknięcie go, byłoby niemożliwe.



Westchnęłam.



Naprawdę muszę przestań nadmiernie wszystko analizować.



- Ich cała paczka jest po prostu głupia. To znaczy, każdy z nich po prostu myśli, jaki to z niego nie jest buntowi, bo chodzi na imprezy w każdy weekend i śpi poza domem. Co w tym jest takiego fajnego?



Dla mnie to jest całkiem fajne. – pomyślałam. Ale nie śmiałam nawet otworzyć ust.



- Miło by było zobaczyć, jakby ktoś z ich paczki, zobowiązał się jednej osobie. – To chyba chodziło o związek Megan i Spencera. – I czemu oni po prostu nie mogą przestać próbować tak mocno… Szczególnie Justin Bieber! To znaczy, błagam! Jest w drużynie footbolowej, choć jest kompletnym narkomanem!



- Co? – zapytałam widząc, jak się zacięła. Utkwiła we mnie wzrok.



- Huh?



- Co z Austinem? – zapytałam, mając nadzieję, że nie brzmi to, jakbym była nim zainteresowana. Popadałam w paranoję, myśląc, że ludzie połapią się na tym, że na niego lecę. Uch.



- Och, on. Totalny gracz. Naprawdę, trzymaj się z daleka od tego fiuta. Oznacza jedne, wielkie kłopoty. – Wzruszyła ramionami, patrząc na stół.



-  Gracz? – powtórzyłam zdezorientowana.  



Skinęła głową, rozszerzając oczy.



- Zaufaj mi. Moja przyjaciółka – Mindy, była z nim miesiąc, była przekonana, że ją kocha, a gdy oddała mu swoje dziewictwo… Rzucił ją. Tak po prostu, jak za pstryknięciem palcami.



Uderzyłam się lekko w mój policzek. Mówiłyśmy o tym samym Justinie? Kiedy ja z nim rozmawiałam, wydawał się taki delikatny… Taki miły. Ale oczywiście, to był ten sam Justin. Zbyt wiele rzeczy się zgadzało.



- A co z tą dziewczyną, Candice? –zapytałam, lekko zmieniając temat. Z jakiegoś powodu, podobało mi się plotkowanie o innych ludziach i dowiadywanie się o nich informacji. Woem, że moi rodzice skarciliby mnie za to, gdyby się o tym dowiedzieli. Choć to normalne dla nastolatków. To ekscytujące, wiedząc, jak szybko rozprzestrzeniają się przeróżne informacje na temat ludzi.. ale chodzi o to… komy by się chciało to wszystko rozprzestrzeniać?



- Jest całkowicie bogata. Jej rodzina jest właścicielem tego miejsca, wiesz. – Spojrzałam wokół mnie, marszcząc brwi.



- Ten obóz? Jej rodzina go otworzyła? – Megan skinęła głową.



- Tak, przyjeżdżam tu, odkąd miałam osiem lat. Candice przyjeżdża tu każdego lata i zawsze jest specjalnie traktowana. Nie śpi w domkach innym dzieciakami, tylko w domu właściciela, który wygodniej mówiąc, jest jej ojcem. A jej rodzice praktycznie pozwalają jej robić wszystko, co chce, więc swoim przyjaciołom tez może dać specjalne przywileje. Dlatego każdy tak się jej podlizuje. – Wyjaśniła Megan.



Zdecydowanie nie chcę na stronę ludzi, których nie lubi.



Spojrzałam na nią i niemal natychmiast, złapała mój wzrok. Jej różowe usta uformowały się w paskudnym uśmieszku.



Za późno.









            Jeżeli istnieje rzecz, której całkowicie nie rozumiem to jest to studiowanie biblii na tym obozie. Wystarczy słowo „nauka”, a czuję się jakby ten obóz miał na celu zmienienie wakacji w piekło. Mogłam nie robić nic przez dwa i pół (prawie trzy) miesiące, a jestem tu, siedząc w pokoju, który miał strukturę typowej sali, ale zamiast pojedynczych ławek, w pomieszczeniu zostały umieszczone długie stoły



Miałam szczęście. Może ani Megan, ani Ally, nie były ze mną w klasie, ale zgadnijcie kto był. Josh. Atrakcyjny, piętnastolatek, którego głoś na pewno przeszedł mutację.



Uśmiechnęłam się ciepło, widząc Josha w tym samym miejscu, co wczoraj. Podniósł wzrok znad gazety i powitał mnie z uśmiechem.



- Hej. – Powiedział.



- Hej! – wyszeptałam do niego, irytująco entuzjastycznie.



Nasz przywódca studiowania biblii – lub innymi słowy – nauczyciel, siedział z przodu Sali, czytając przypowieści z biblii. Nie zwracałam na nic uwagi, dopóki ktoś nie otworzył powoli drzwi, które zaskrzypiały. Hałas był skandaliczny, denerwujący i prawie mnie rozproszył, ale potem… Zobaczyłam ich twarze.



O… Mój… Boże…



- Justin! Miło Cię widzieć ponownie tego lata… podczas trzeciego dnia studiowania Biblii. Masz jakiś konkretny powód, dla którego brakowało się w ciągu ostatnich dni? – Nauczyciel pochylił głowę, opierając się rękoma na biurku.



Spojrzałam na Justina, widząc jego nieskazitelne oczy, patrzące na opiekuna Kirka. Przejechał językiem po swojej dolnej wardze.



- Nie, nie ma jakiegoś szczególnego powodu. – Uśmiechnął się ładnie i zaczął skanować wzrokiem klasę. Jego oczy, napotkały to mnie. Czy to źle, czy dobrze? To może iść w dwie strony.



- Wystarczy. Usiądź gdziekolwiek chcesz, Justin. – Nauczyciel Kirk powiedział, wzdychając i przecierając swoje skronie. Odwrócił się w stronę biurka, zbierając Biblie. Justin, uśmiechnął się, patrząc na puste miejsce. Wiele osób z jego przyjaciół, zapraszało go, żeby usiadł koło nich (szczególnie dziewczęta).



Mógł mieć dosłownie każdą kobietę, którą chciał i przez to tym bardziej chciałam się trzymać się od niego z daleka.



Ruszył do przodu, a mój puls przyśpieszył. Widziałam, że jego oczy są skierowane na puste miejsce obok mnie. Zaczęły mi się pocić dłonie.



Podszedł bliżej.



Justin Bieber usiądzie obok mnie!



Jeszcze bliżej.



O mój Boże! Już prawie!



I wtedy skręcił.



Idąc na miejsce, znajdujące się po przeciwnej stronie, niż moje, czułam, jak uśmiech zniknął z mojej twarzy, gdy usiadł dwa krzesła na lewo od irytującego chłopaka w pomarańczowych włosach (który niestety siedział naprzeciwko mnie). Nie mogę powiedzieć, że jestem w stu procentach rozczarowana, gdyby usiadł obok mnie, zapewne upokorzyłabym się jeszcze bardziej. Jak to było… Ja naprawdę przez chwilę myślałam, że on usiądzie obok mnie.



Gdybym powiedziała to na głos, cały świat prawdopodobnie wybuchłby śmiechem.



Justin Bieber – całkowicie wspaniały, zabijający-ego przystojniak – miałby chcieć siedzieć obok mnie? Gdybym usłyszała, jak ktoś to mówi, zapewne zaczęłabym się śmiać.



Zaczęłam powoli oddychać przez noc, starając się brzmieć normalnie, ale zabrzmiało to jak westchnienie niezadowolenia.



Studiowanie Biblii szło bardzo szybko, gdy zazwyczaj czas mijał niewiarygodnie powolnie (jednak, gdy patrzyłam ciągle na Justina…). Zostało jeszcze pół godziny, nauczyciel rozdał arkusze, które mieliśmy zrobić do kolacji.



Nagle poczułam, jak ktoś mnie szturcha. Josh podał mi kawałek papieru.





Chcesz zjeść kolację ze mną i moimi przyjaciółmi?





Spojrzałam na niego, widząc jak posyła mi mały uśmiech, udając, że patrzy w dół na swój arkusz. Wzięłam mój ołówek i nabazgrałam szybko odpowiedź, spoglądając na opiekuna Krik’a, przez kilka sekund  tym przypadku.



Nigdy wcześniej nie pisałam liścików w klasie!



Dobrze – technicznie to nie jest klasa. Ale nadal. Trzeba od czegoś zacząć, prawda?





Jasne. Może z nami usiąść Ally?





Spojrzałam jeszcze raz na moje pismo. Może Justin nie był zainteresowani siedzeniem obok mnie, ale fajnie się czułam z tym, że Jose był. Gdy o tym myślałam, w moim wnętrzu wybuchały fajerwerki i niemal słyszałam swój pisk.



Dał papier z powrotem mi.





Jasne J





- Krik? – Justin podniósł rękę. Ledwie spojrzałam w górę, próbując udać, że jestem niezainteresowana.



- Tak, Justin? – nauczyciel westchnął.



- Nie mogę wykonywać mojej pracy. Nie mam ołówka. – Opiekun Krik, westchnął z irytacją, przewracając oczami i usiadł.



- Justin, miałeś przyjść przygotowana. Miałeś mieć przy sobie chociaż jeden ołówek. Zapytaj swoich rówieśników i zostaw mnie w spokoju. – Wrócił do czytania książki, nie dbając o to, żeby poradzić sobie z Austinem. Może jestem jestem jedyną, ale przysięgam, że widziałam, jak Justin zaciska szczękę, gdy Kirk mu to powiedział. Jakby trafił w jego czuły punkt, czy coś.



- Freddie? – Rudy spojrzał na niego. – Masz ołówek, który mogę pożyczyć?



Freddie spojrzał, otwierając usta pełne drutów.



- Wiesz, ty naprawdę powinieneś mieć jeden ołówek, Justin. Zawsze mam przy sobie ołówki, na wszelki wypadek. – Odsunął rękaw, odsłaniając trzy ołówki. Były przywiązane do jego skóry grubą gumką do włosów. – Nie jesteś za bardzo odpowiedzialną osobą…



Justin odwrócił głowę, łapiąc mój wzrok.



On na mnie patrzy… Och, nie.



- Mogę pożyczyć ołówek? – zapytał i uśmiechnął się do mnie. Patrzyłam na niego z lekko rozchylonymi ustami i z drżącą dłonią podałam mu go. Justin od razu go chwycił i jeszcze raz uśmiechnął się do mnie. – Wielkie dzięki.



Ten uśmiecha za milion dolarów…



Uśmiechnęłam się lekko, patrząc w dół. Wpatrywałam się w moją w moją pracę, która była zrobiona tylko do połowy. Wtedy zdałam sobie sprawę… Nie miałam ołówka, aby dokończyć pracę.



Moja cholerna słabość do niego…





            Obiad minął bez żadnych zakłóceń. Naprawdę nie stało się nic szczególnego. Jedliśmy, śmialiśmy się, rozmawialiśmy i to tylko tyle. Do spaceru nad ognisko.



Paplanina pochodząca od ludzi, nie była zbyt głośna, jak wszyscy ruszyliśmy w stronę sali zebraniowej. Można było usłyszeć rozmowy innych, jednak dalej dało się zachować poufność. Josh szedł wzdłuż mojego boku, a Ali omijała nas. Dosłownie.



- Więc co jest między tobą i tym kolesiem Bieberem? – Jose zapytał mnie. Mój oddech uwiązł w gardle.



- Nie, nic. Dlaczego pytasz? – zapytałam, podciągając rękawy mojej bluzy (którą pożyczyła mi Ally) wzdłuż moich rąk.



- Na początek, można zauważyć, że dużo na niego patrzysz. A po drugie, wydaje się być ekscentrycznie miły, kiedy z tobą rozmawia, co jest mylące, biorąc pod uwagę, jak wielki jest z niego dupek. – Moje serce, zabiło szybciej, odrzucając komentarz „dupek”. Był szczególnie miły dla mnie? Ja nie zauważyłam różnicy.



- Nie znam go. – Przyznałam. – Nie ma nic pomiędzy nami, nawet bym nie chciała. – Wzruszyłam ramionami, wiedząc, że mówię kompletne kłamstwo. Spojrzałam przed siebie.



- Hmm. – Powiedział Jose, patrząc pod nogi, gdy szedł. Wydawał się być przekonany.



- A moje patrzenie na niego jest przypadkowe, przysięgam. – Dodałam. Nie wiem czemu, ale czułam potrzebę obrony samej siebie i udowodnienie mu mojego punktu widzenia, mimo że znał prawdę, To było dziwne. Nie mogłabym tego wyjaśnić, nawet gdybym próbowała.



- Och, no to po prostu wydaje mi się, że ma na Ciebie oko. Mogę to powiedzieć, widząc go tu każdego lata. – Jeszcze jedna osoba, która zna Justina, muszę dodać go do listy. Jestem zawsze tą, która dowiaduje się o wszystkim ostatnia, czyż nie?



Uniosłam brwi, patrząc na niego przez chwilę.



- Co masz na myśli?



Zatrzymaliśmy się przed oświetlaną halą. Josh spojrzał na mnie z góry.



- Myślę, że można powiedzieć, że Justin lubi świeże mięso.





            Świeże mięso. Nie wiedziałam, co z tym zrobić. Co to dokładnie oznacza. Josh poszedł ze mną, bo jestem nowa? Bo myśli, że nie mam pojęcia o jego gierkach? Och, mam pojęcie, a jeżeli mam być szczera, nie przejęłabym się nawet, gdybym była ich częścią.



Westchnęłam, wiedząc, że Josh miał po prostu paranoję. Bądźmy poważni.



Pochyliłam się w stronę mojej szuflady, wyciągając piżamę. Gdy podniosłam spodnie, zauważyłam papier.



Lista.



Z jakiegoś powodu, zainteresowałam się nią. Podniosłam ją i siedząc z powrotem na łóżku, zaczęłam czytać przepisy, które wypisał mi tata.





Zakaz nierządu.



Zakaz spożywania niedozwolonych substancji.



Zakaz makijażu.



Zakaz używania wulgarnego języka.



Zakaz kłamania.



Zakaz oszukiwania.


Zakaz kładzenia się spać po godzinie policyjnej.



Zakaz wymykania się.



Zakaz nieodpowiedniego ubioru (wytyczone reguły mają być zastosowane.)



Zakaz plotkowania.



Zakaz wracania do domu z kolczykami.



Zakaz walczenia.



ŻADNYCH CHŁOPCÓW.



Zakaz niesubordynacji.



- Co za piękny sposób, aby pożegnać się ze swoją jedyną córką. – Szepnęłam do siebie, ukrywając listę z powrotem w szufladzie.



Nienawidziłam mieć surowych rodziców. Oczekiwali, żeby byłam naiwną, niewinną dziewczyną (choć nią byłam), nawet jeśli nie było ich w pobliżu. Mój ojciec był stale w domu, mówiąc, że załatwia wszystko przez telefon. Wiedział, kiedy zrobiłam najmniejszy błąd. Byłam zbyt przestraszona, aby kiedykolwiek im się przeciwstawić, bo wiedziałam, że nawet jeśli się o tym nie dowiedzą, ja będę żałować.






Dzisiaj jak wstanę sprawdzę błędy, bo nie mam nawet ochoty tego czytać, teraz postawiam się częściej wstawiać :)

Jeżeli czytasz, napisz komentarz, chcę zobaczyć ile osób to czyta.

@alohacher / ask.fm/alohacher