sobota, 11 maja 2013

6. "He'd made progress, but there way yet so much to more fix" (I)



            Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, doszukując się wad w moim stroju. Oczywiście, że było ich więcej, niż potrzeba. Jak zwykle zresztą. Na przykład: moje spodnie były zbyt luźne, a moja koszula dziwnie się dopasowywała. Ale to nie o to chodziło. To było normalne. Po prostu sprawdzałam, czy nie znajdują się na nim duże plamy albo rozdarcia.

Po upewnieniu się, że mój strój w miarę się reprezentował, wychyliłam moją głowę z łazienki, koncentrując się na budziku, znajdującym się tuż obok mojego łóżka.

8:56AM.

Wystarczająco czasu na dotarcie do kościoła.

Chwyciłam butelkę z wodą, przygotowując się tym samym do wędrówki pieszej, gdy ktoś wszedł do domku. Z jakiegoś powodu, moje serce zamarło. Pomimo zawrotu głowy, przez to, co się stało (och, technicznie, co powiedział) między mną i Justinem, byłam nerwowym wrakiem. Miałam wrażenie, że coś mi się przydarzy.

Dziewczyna, która przed chwilą weszła, dmuchała balony z gumy, przewracając ją co chwilę w ustach. Złapałyśmy kontakt wzrokowy, przez co pojawił się na jej ustach lekki uśmiech.

- Oh, hej Joanna.

Pomachałam jej.

- Hej, Bree.

Pytałam o nią w zeszły piątek Megan, podczas mieszania wieków. Powiedziała do mnie wcześniej cześć, używając mojego imienia, przez co byłam zdezorientowana. Skąd je znała? Zapytałam Megan, czy ją zna. Nie chodziła z nią do szkoły, ale podobno też tu spędzała wakacje w zeszłym roku. Powiedziała mi, że ma na imię Bree Baker. Chodziła do pierwszej klasy liceum i była znienawidzona przez Candice. Przez chwilę poczułam się komfortowo, gdy mi o tym powiedziała.

Przynajmniej nie jestem jedyna.

- Przykro mi z powodu incydentu z pomarańczowym sokiem. Candice jest taką małą suką. – Bree wyrwała mnie z mojego letargu, gdy usłyszałam, jak mówi „sok pomarańczowy”.

Uniosłam brwi.

- Ty też to widziałaś? – zapytałam, mając nadzieję, że chociaż jedna osoba nie była świadkiem najbardziej upokarzającego momentu w moim nastoletnim życiu.

- Nie! – odpowiedziała. Odetchnęłam z ulgą. – Wszyscy o tym mówią.

Nie! Moje serce przyśpieszyła, a do gardła podeszła mi wielka gula. Znaczy, czego mogłam się spodziewać?

- Tak czy inaczej. Idziesz do kościoła? – zapytała.

Skinęłam głową, nic nie mówiąc. Planowałam być silna. Szczerze powiedziawszy, kto nie poczułby się zdenerwowany, widząc, ze każdy o nim mówi?

Chciałam kierować się zdrowym rozsądkiem.

Odchrząknęłam, patrząc na nią, po tym jak zakręciłam butelkę mojej wody.

Patrzyła na mnie, jakby na coś oczekiwała. Zrozumiałam, że czekała na odzew z mojej strony. Mogłabym się jej zapytać, czy idzie na wspinaczkę, tak jak ona mnie zapytała, czy idę do kościoła. To był zdrowy rozsądek. Tak sądzę. Zachowujesz się, jakbyś był zainteresowany kimś innym, tylko po to, aby uważał, że jesteś uprzejmy. Nie myślałam rozsądnie. To było nie na miejscu dzisiaj, przynajmniej tak czułam.

Szłam za nią, nie chcąc nawiązać kontaktu wzrokowego. Czułam się winna, będąc dla niej wredna, bo ona mnie uświadomiła, że ludzie o mnie mówią. Chodzi o to, skąd miała niby widzieć, że tamten dzień zmienił mnie wrażliwą, nieuprzejmą… suką?

Westchnęłam, wchodząc do dużego kościoła, który stał bezpośrednio na prawo od pokoju-ogniska. Był duży z oczywistego powodu, połowa obozu chodziła do kościoła w tym samym czasie, co daje z pięćset osób (nie licząc personelu).  Nie moglibyśmy zostać umieszeniu w małym, klaustrofobicznym pomieszczeniu. Usiadłam na jednym z wolnych miejsc, widząc, że zaczyna już ich brakować. Zauważyłam irytujące, pomarańczowe włosy Freddiego, który siedział przede mną. Niestety tuż obok mnie siedział Spencer, który całkowicie ignorował moje istnienie.

Naprawdę nie oczekiwałam, że nawiąże ze mną miłą konwersację. Przyjaźnił się z Candice, a jak wszyscy wiemy, ona mnie nie lubiła. Ale to było tylko siedzenie obok, a ja zaczęłam godzić się z faktem, że nikt ze mną nie będzie rozmówiła z powodu tej blond zdziry.

Ups, przepraszam, wymsknęło mi się.

Spencer siedział obok innego chłopaka, którego widziałam już w pierwszym dniu obozu. To był dopiero drugi raz, kiedy miałam okazję go zobaczyć. Nawet nie zauważył, że usiadłam obok nich, w przeciwieństwie do Spencera, który nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, a potem się odwrócił, jakbym miała jakiegoś syfa. Czy nie możemy być wszyscy przyjaciółmi?

Nie ważne, ten drugi „bezimienny”, lubię go tak nazywać w mojej głowie, był dosyć atrakcyjny. Nie myślałam tak tylko dlatego, że Spencer był u mnie przekreślony, jako potencjalny przyjaciel, ale wyglądał on lepiej od niego. Tak, jak zauważyłam pierwszego dnia, miał taki sam kolor włosów, jak Spencer. Nie był w pełni Caucasian’em*. Moja mama stwierdziła, że ja i ona byłyśmy w jakiejś części hiszpankami. Ojciec od razu zaprzeczył. Nie tylko był homofonem, ale również rasistą. Wolałabym mieć ojca, który ignorował, jakiej jesteś rasy, a nie takiego, który by cię za nią pobił.

Bezimienny wyglądał mi na Indianina. Był opalony, jak większość obozowiczów (pomijając mnie, nosiłam długie spodnie i bluzki z długimi rękawami). Jego oczy miały odcień bardzo ciemnej czekolady, co mnie trochę przeraziło. Wyglądały na czarne, na pierwszy rzut oka. Mogę się mylić, ale wyglądał mi na metr dziewięćdziesiąt,  kiedy ja mierzyłam tylko metr sześćdziesiąt. Z łatwością nade mną górował.

Niemal roześmiałam się sama do siebie, analizując jego wygląd. Wysoki, przystojny brunet.  

Można zapytać, jak ja to wszystko zauważyłam na pierwszy rzut oka? Nie zauważyłam. Popatrzyłam na niego kilka razy, zanim to wszystko zobaczyłam. Co? Nikt nie zauważył.

- Teraz mam dla was zadanie. – Powiedział pastor.

Cholera. Co on mówił? Co jeśli zadanie wiąże się z tym, co on wcześniej mówił? A ja nie słuchałam. O rany, jaki bałagan. Wpadłam w panikę, rozglądając się po twarzach wszystkich. Wszyscy stali, czekając na to, co powie. Gorączkowo poklepałam po ramieniu Freddiego. Odwrócił się, odsłaniając swoje usta, przez co widziałam jego zęby, które praktycznie były całe obklejone długimi drutami.

- Freddie! O czym on mówił przez ostatnią godzinę? – szepnęłam, patrząc na lewo na opiekunów, którzy szukali rozmawiających osób.

- Moralności! – wyszeptał ostro, szczęśliwie omijając wykład na temat, dlaczego nie zwracałam swojej uwagi na pastora.

Moralności? O co właściwie chodziło?

Pastor zaczął mówić. Próbowałam go uważnie słuchać.

- Kiedy wyjdziecie na przerwę, napiszcie wszystko, co chcecie od życia. Napiszcie o swoich celach, nadziejach, a przede wszystkim o swoich morałach. Potem, spójrzcie na całą listę i wybierzcie to, co jest dla was najważniejsze. Oczywiście, niektórzy mogą z was napisać „chodzenie na imprezy”. – Niektóre dzieciaki zachichotały. Konkretnie Spencer, który zerknął na swojego przyjaciela. – I z oczywistych powodów, powinniście takie cos wykreślić. Nie chcecie aby zabawa, zmarnowała waszą szansę na odniesienie sukcesu w życiu, a nawet zbawienia. Bramy nieba nie są otwarte dla tych, którzy nie słuchają.




            Miałam poważnie przemyśleć to, co powiedział pastor, podczas mszy tego dnia. Nie chciałam myśleć o Candice. Miałam napisać wszystko, co chcę od życia? Nie kupowałam tego, że „bramy nieba nie są otworzone dla tych, którzy nie słuchają”. Bzdura. Moi rodzice byli tacy surowi, bo im na tym zależało? Być może nie chcą zniszczyć moich szans na sukces. Myślała o rym do lunchu. Wtedy moje myśli zostały przerwane.

Duża grupa ludzi stała wokół drzwi, jakby na coś czekała. Nikt się nie był, bo ludzie nie kibicowali, ani nic nie krzyczeli. Byłam ciekawa, dlaczego tam stali.

- Już dzisiaj dostajemy pocztę! – Ally krzyknęła radośnie. Zmrużyłam zdziwiona moje brwi.

- Co? – zapytałam. Wydawało się, że każdy był coraz bardziej niespokojny. – Jaką pocztę?

- Nie przeczytałaś broszury? – zapytała. Popatrzyłam na nią przez kilka sekund, a potem się odwróciłam. Jaka broszura? – Pisało tam, że dostajemy pocztę w każdy drugi poniedziałek miesiąca. Na broszurze były wszystkie informacje dotyczące obozu.

Nie dostałabym jej w ręce. Nawet gdybym chciała.




            Postawiłam plecak na kuchennym krześle, uśmiechając się, przygotowując papier do recyklingu. Miałam być teraz wolna na dwa i pół miesiąca. Mimo tego, że będę musiała przebywać z matką w ciąży, było to o wiele lepsze, niż rozszerzona matematyka.

Moja mama weszła do kuchni, kiedy wyrzuciłam ostatni papier, zerkając na drzwi.

- Jim! Ona jest w domu! – krzyknęła, uśmiechając się do mnie, kiedy szła w kierunku stołu. Nie odwzajemniłam tego. O nie. Stół kuchenny, mama, tata i ja oznaczało tylko jedno – rozmowę.

Westchnęłam, siadając na swoim miejscu i spojrzałam w dół na swoje kolana, śledząc wzory na moich spodniach. Usłyszałam głośne kroki mojego ojca.

- Joanna. – Przywitał się, wskazując na mnie.

- Dobry wieczór. – Mruknęłam, patrząc na to, jak usiadł obok mojej matki. Cały tydzień była w świetnym nastroju, twierdząc, że dziecko mocno zaczęło kopać.

- Twoja matka i ja musimy z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym. – Skinęłam głową, nadal uważnie słuchając. Boże, co zrobiłam źle tym razem? Tych rozmów było już zbyt wiele, jak na mój gust. – Wiesz, jak bardzo jestem zajęty. – Nerwowe spojrzenie przemknęło przez jego twarz, zanim się skrzywił. – Jestem tak często w pracy, trudno mi wrócić do domu, kiedy są w nim dwie kobiety. Nie będę mógł się zrelaksować, a twojej matce jest teraz ciężko, jest w ciąży i to wszystko…

Spojrzałam na mamę, która się do mnie uśmiechała. Po raz kolejny spojrzałam na jej brzuch. Z dnia na dzień robił się coraz większy.

- Myślę, że wiesz o czym mówimy. – Moje brwi uniosły się do góry. Miał otwarte usta i można było powiedzieć, że wstrzymuje oddech. Odetchnął, śmiejąc się gorzko. – Byłoby lepiej, gdybyśmy mieli więcej miejsca dla siebie w domu.

Moje serce przyśpieszyło u czułam, jak staje mi się gorąco.

CHCĄ MNIE WYRZUCIĆ Z DOMU?!

Nie, nawet o tym nie myśl Joanna. Co by pomyśleli ludzie, gdyby się dowiedzieli, że pastor wykopał córkę z domu, mimo tego, że była posłusznym dzieckiem.

- Wyjeżdżać na chrześcijański obóz w lato.

Prawie westchnęłam z ulgą, ale nie mogłabym tego zrobić. Całe lato miałam zamiar spędzić z przyjaciółmi rodziną… i moimi myślami! Wszystko przepadło! A dlaczego? Bo moi rodzice doszli do wniosku, że będzie im beze mnie wygodniej. Powinni dbać o swoje obowiązku, a dzieci są właśnie obowiązkiem!

- Możesz odejść. – Powiedział. Bez przeprosin albo starania się mnie namówić do tego całego obozu.

Poszłam do mojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi tak mocno, jak tylko mogłam. Moi rodzice nawet nie przyszli by zobaczyć, co się stało. Nawet na mnie nie nakrzyczeli. To było dziwne. Nie usłyszeli tego? Albo zrozumieli, że jestem zdenerwowana. Niezależnie od tego, chciałam zwrócić na siebie uwagę.

Uniosłam moje brwi, wychodząc na korytarz i oparłam się o drewnianą poręcz. Patrząc w dół w stronę salonu, nikogo nie widziałam. Telewizor był wyłączony, tak samo jak światła. Zeszłam na dół po schodach, kierując się do kuchni.

- Czy wy nawet… - Przerwałam. Miejsca, w których siedzieli moi rodzice, były teraz puste. Sunęłam moimi skarpetkami po podłodze i podeszłam do dużego, kuchennego stołu na którym została umieszczona kartka.

Niech obiad będzie gotowy, kiedy wrócimy do domu.






Jutro część druga. Nie zdążyłam przetłumaczyć całego.
Do jutra! x

Wow, mamy Joannę na twitterze!
 A więc follownijcie: @JoannaGreyPL 

Jeżeli chcecie założyć twittera, któregoś z bohaterów - napiszcie do mnie :)
Jest wolny Justin, Ally, Candice i ogólnie to wszyscy, prócz Joanny. 

@alohacher
ask.fm/alohacher

11 komentarzy:

  1. boski. czekam na część 2 :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne tłumaczenie. Współczuję Joannie takich rodziców... Czekam na 2 część. ;3 @69_danger

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakbym miała takich rodziców to chyba bym zwiała z domu o.O + Rozdział interesujący.

    OdpowiedzUsuń
  4. a to dlatego dwie części a ja się zastanawiałam o co chodzi :) JA jej współczuje takich rodziców i to nie też ze względu że oni są tacy religijni i w ogóle tylko dlatego że nie interesowali się nią kiedy jej matka zaszła w ciążę. Czekam na kolejny :) @Justeliaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej rodzice to psychole. *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super tłumaczenie, czekam na następną część :)

    OdpowiedzUsuń
  7. fajny rozdział, mało się działo ale jest świetny jak wszystkie. i znowu cudownie tłumaczysz dsfhdsj strasznie mi się podoba <3
    czekam na następny :)
    /@tributeCher

    OdpowiedzUsuń
  8. Beznadziejni rodzice... Czekam na następną część XD

    OdpowiedzUsuń
  9. współczuję rodziców. masakra ^.^
    dziękuję i czekam na kolejny <3

    @aania46

    OdpowiedzUsuń
  10. rodzice Joanny są straszni, nie lubie ich!!!

    OdpowiedzUsuń